GKS Tychy – Lech Poznań, 21.09.2010
Wyjazdowy maraton trwa w najlepsze. Ledwo cop wróciliśmy z niesamowitego meczu w Turynie, a już wybieraliśmy się na Górny Śląsk na spotkanie w Pucharze Polski.
Wyjazdowa jesień drenuje portfele i niweczy życie prywatne. Fanatycy przez bite 5 miesięcy będą praktycznie co chwilę w trasie za swoim ukochanym klubem. Na przestrzeni 8 dni mamy obecnie 3 wyjazdy. Pierwszy w Turynie już za nami, wczoraj przyszedł czas na klimatyczny wypad do Tych, zaś już za 3 dni po raz pierwszy zwizytujemy nową Łazienkowską 3. Jest co robić i jest gdzie jeździć.
Na wyjazd udaliśmy się autami i bez większych historii dotarliśmy pod stadion. Tam było małe zamieszanie z biletami, których ceny włodarze GKSu ustalili na poziomie 40 złotych. Większość weszła na sektor na bilety, zaś część bardziej zniecierpliwionych osób postanowiła po prostu przeskoczyć kamienny murek, który dzielił nas od małego sektora gości. W sumie stawiło się nas na nim 250.
Stadion w Tychach to totalny oldskul. Większość trybun wyłączona z użytku, zadaszone sektory pokryte… trawą, krawężniki pomalowane na biało, bieżnia, podniszczone i porośnięte trawą i chwastami betonowe schody i podbudówki do wyrwanych kiedyś ławek – trzeba przyznać jest tam wyjątkowo klimatycznie.
Mimo to miejscowi wykupili wszystkie bilety i stawili się na trybunach w 3000 osób, tworząc wśród nich 700-osobowy młyn. Tyszanie przygotowali dwie oprawy – transparent o treści „Football Gang” w asyście folii tworzących barwy klubu oraz okrągłą, malowaną sektorówką przedstawiającą wściekłą piłkę. Druga prezentacja to pasy materiałów i hasło: „Był, będzie jest, tyski GKS” oraz transparent na ogrodzeniu „Jak najdłużej w tej kulturze”. Gospodarze ponadto rzucili serpentyny. Poza tym trzeba przyznać, że tyscy kibice całkiem dobrze dopingowali swój zespół.
My wywiesiliśmy flagi i dopingowaliśmy zdecydowanie poniżej swoich możliwości i słabo nawet mimo skromnej liczby. Myślami większość była już w Warszawie i na kolejnych wyjazdach, choć to właśnie takie wypady jak ten wczorajszy dla wielu mają największą wartość. W Warszawie prawdopodobnie grac będziemy co sezon przez długie lata, zaś w takich Tychach nieprędko będziemy wspierać swoim dopingiem swój ukochany klub.