Lech Poznań – FC Salzburg, 30.09.2010

Pierwszy mecz fazy grupowej Ligi Europy był też pierwszym, historycznym meczem rozegranym na otwartym w całości nowym stadionie przy Bułgarskiej.

Nowy obiekt wyłaniający się przez długie lata ze zgliszcz nieodżałowanego starego stadionu, to materiał do opisania w opasłej książce. Historia przebudowy stadionu zaczęła się niemal 7 lat temu, kiedy do legendarnej podkowy dobudowano dwupoziomową, betonową tak zwaną IV trybunę. Melodią przyszłości były wówczas wizje dobudowania do niej identycznych pozostałych trybun i zadaszenie stadionu, którego pojemność oscylowałaby w okolicach 30  tysięcy krzesełek. Wizji było z resztą wiele, mało było za to oczywiście pieniędzy.

Wszystko przyspieszyło w roku 2007, kiedy Polsce i Ukrainie przyznano organizacje Mistrzostw Europy w 2012 roku. Oznaczało to nie tylko problemy prawne dla kibiców w całej Polsce, ale w miastach, które miały być gospodarzami turnieju także logistyczne. Dla nas budowa stadionu stała się koszmarem. Przede wszystkim w ogóle nie liczono się z nami jako kibicami, którzy zostaną przecież na tym obiekcie na zawsze, a nie przyjdą tylko na 3 mecze. Przez okres budowy Kocioł był przerzucany z miejsca na miejsce, a w krytycznym okresie, wbrew zapewnieniom zostaliśmy zmuszenie do banicji we Wronkach. Najgorsze, że wszystkie te niedogodności wynikały z faktu budowy nie zgrabnego, fajnego i przemyślanego obiektu, ale koszmaru architektonicznego oraz najzwyczajniejszego bubla. Najwięcej zamieszania było przy pracach nad projektem.

Lech - Salzburg, 30.09. 2010 (10)

Ten zmieniał się zależnie od kaprysu władz miasta, które co jakiś czas popuszczały wodze fantazji i chciały kolejnych faz turnieju dla Poznania. To oznaczało jedno – zwiększanie pojemności stadionu. Kolejnym aspektem było powierzenie prac projektowych znajomym Królika, wśród których główną role odegrał niejaki Wojciech Ryżyński. Umowa, która podpisał dla miasta i w późniejszym okresie zapewne dla klubu jest skrajnie niekorzystna i skandaliczna. Zakłada ona między innymi wyłączność na dokonywanie poprawek i zmian w projekcie dla architekta. Ten okazał się wyjątkowo zarozumiałym bucem, przekonanym o swej nieomylności, mimo że projekt był szeroko krytykowany nie tylko przez osoby spoza branży ale także przez fachowców. Słodką tajemnicą Ryżyńskiego pozostanie zapewne, czy projekt jest celowo tak fatalny, a stadion pełen niedoróbek, czy wynika to z przypadku.

Lech - Salzburg, 30.09. 2010 (7)

Nie zagłębiając się zbytnio w niuanse – zrównano z ziemią nasz wspaniały stadion, zburzono legendarne jupitery i postawiono: dwie wielkie trybuny porażające rozmiarami, a także trybunę II, czyli Kocioł z osobną „budową” w sensie technicznym czyli drugim piętrem. Wszystko to spojono karkołomnie budowanymi narożnikami. Karkołomnie, bo de facto każda trybuna jest z innej parafii i trzeba było mocno się nagimnastykowąć, żeby trybuny wzdłuż prostych połączyć z tą za bramką od strony fortu VII. Tego, że Fort istnieje i istnieć musi jako zabytek też nie brano pod uwagę, budowano jak leci i w efekcie między stadionem a fortem funkcjonuje bardzo wąskie gardło. Wygląda to kuriozalnie patrząc na wolne przestrzenie od strony ulicy Ptasiej i Lasku Marcelińskiego. Stadion opatulono białą membraną, w wielu miejscach naciągniętą bardzo niechlujnie i szybko się brudzącą, w efekcie do obiektu już przylgnęła nazwa Pieczarka. Same wnętrza są surowe, betonowe i słabo wykończone.

SONY DSC

SONY DSC

W związku z oprawą sporo osób było w dniu meczu na stadionie już około 12 godzin przed meczem. Na obiekcie trwały jeszcze prace wykończeniowe, montowano barierki, ostatnie krzesełka (niektóre z ograniczoną widocznością, byle ilość się zgadzała, spawano metalowe elementy. Rozkładający oprawę znajdowali na trybunach porzucone narzędzia, butelki, śmieci i pozostałości po budowie. Same odpadki były też w trakcie budowy przyczyną wielu defektów i awarii na pozostałych trybunach. Słynne zalania magazynu ultrasów na IV trybunie brały się na przykład właśnie z wrzuconych butelek i zatoru z gipsu w rurze z wodą, która biegła na IV trybunę z budowanej obok nowej. Budowlanych absurdów, niedoróbek, a także po prostu zwykłej fuszery nagromadzone jest tam tyle, że można się złapać za głowę. Do pewnego czasu prawdziwe oblicze „budowy” na blogu uwieczniał poprzez zdjęcia jeden z pracowników. Po nagłośnieniu sprawy i wskazywaniu potencjalnie niebezpiecznych elementów nowego stadionu, zrobionych na tak zwany odpierdol, strona zniknęła z sieci. Sam Ryżyński pozostał zadufany i nieuchwytny, legendą obrosło jego uzyskanie obywatelstwa Szwajcarii.

SONY DSC

SONY DSC

Oficjalne otwarcie stadionu nastąpiło podczas koncertu Stinga, przez który odwołano nasz mecz ligowy z Polonią Warszawa. Otwarcie typowe dla stadionu piłkarskiego, czyli meczem, miało nastąpić na pierwszym naszym, domowym meczu fazy grupowej Ligi Europy. Mimo, że de facto obiekt miał być ukończony przed koncertem to panowała wtedy totalna prowizorka. Na przykład kostkę brukową dookoła obiektu, na powierzchni kilku tysięcy metrów kwadratowych układano taśmowo i byle jak, by po koncercie ponownie ją zdejmować i układać na nowo. Kwiatków było więcej i tak jak pisaliśmy – można by na tej podstawie stworzyć literackie dzieło, albo nakręcić niezły film. Przebieg budowy, choć bez największych smaczków, można prześledzić zagłębiając się w ponad 1000-stronnicowy temat na forum budowlanym, który nie był jedynym wątkiem poświęconym tej skandalicznej sprawie.

Lech - Salzburg, 30.09. 2010 (1)

Ostatecznie stadion ma pojemność w okolicach 41 tysięcy i już na pierwszym miejscu wszedł na obiekt niemal komplet widzów. Na ten fakt miało wpływ wiele czynników. Poza stałym gronem fanatyków i wiernych kibiców zadziałał mimo wszystko efekt nowego obiektu „na Euro”, stawka i ranga meczu, a także 30-lecie istnienia stadionu Lecha przy Bułgarskiej. W kontekście wcześniej wspomnianej budowy i jej efektu końcowego była to raczej smutna rocznica. W nieco ponad 30 lat po rozegraniu pierwszego meczu na Bułgarskiej – 23 sierpnia 1980 roku Lech zremisował z Motorem Lublin przy 18-tysięcznej widowni – podejmowaliśmy sztuczny klubik z Austrii. W 2005 roku koncern RedBull, który swoje macki wpycha w świat futbolu coraz bezczelniej zniszczył klub SV Austria Salzburg i zastąpił go swoim tworem, oczywiście o nazwie takiej samej jak napój. Zmieniono tez barwy i herb. Oczywiście nowego tworu nie wsparli fanatycy, którzy protestowali przeciwko niszczeniu ich klubu, ale siła pieniądza okazała się silniejsza. Fani zmuszeni zostali reaktywować Austrię w niższych ligach, zaś nowo-twór stał się lokalnym mocarzem, który zyskał piknikową publikę fanów dobrej piłki. Część tej piknikowej publiki przyjechała do Poznania, kilka zagubionych osób na naszych trybunach poznało smak polskiej gościnności. W nasze ręce trafiła też flaga gości.

Lech - Salzburg, 30.09. 2010 (8)

Ponad 42 tysiące na trybunach z jednej strony są żywiołem nie do okiełznania i przynajmniej połowa z przybyłych osób zapewne bardzie była fanem pucharowej piłki czy też oglądaczem stadionu niż kibicem Lecha, ale z drugiej była to szansa na stworzenie oprawy z większym rozmachem.

Lech - Salzburg, 30.09. 2010 (3)

Od rana na trzech trybunach rozkładane były tysiące sreberek, które w kolorze niebieskim i białym utworzyły na IV trybunie i w Kotle szachownicę.

Lech - Salzburg, 30.09. 2010 (4)

Na nowej trybunie wzdłuż linii prostej, w numeracji oznaczonej jako III, na dole ze sreberek ułożony został napis „Bułgarska”, a na łączeniu pięter zamocowany był ogromnych rozmiarów transparent o treści: „Miejsce wyryte w naszych sercach”.

Lech - Salzburg, 30.09. 2010 (2)

Poza tym na górnych sektorach ze sreberek utworzone zostały wielkie cyfry 30 w wieńcu.

Dla nas, najwierniejszych fanów mecz ten był trudny. Ogrom ludzi szokował, doping znacznie inaczej brzmiał przy zagłuszającej go gawiedzi, reagującej na każde kopnięcie piłki. Mimo to Kocioł dał radę i nadawał ton dopingu mimo zalewu gawiedzi.

Lech - Salzburg, 30.09. 2010 (11)

***

Po tym specyficznym meczu czas na powrót do szarej, ligowej rzeczywistości – już w niedzielę jedziemy do Bełchatowa.