Legia Warszawa – Lech Poznań, 4.03.2018

Trzeci wyjazd w rundzie wiosennej za nami, tym razem ten dla nas szczególnie ważny, bo na teren „odwiecznego wroga”.

Zapisy na wyjazd zaczęły się jeszcze przed wcześniejszym wyjazdem – do Kielc. Tam Kolejorza wspierało ponad 500 fanatyków. Do Warszawy zainteresowanie wyjazdem było o wiele większe i w szybkim tempie pękła bariera 1000 sprzedanych wejściówek. Ostatecznie stawiliśmy się na Łazienkowskiej w sile 1512 osób. W tej liczbie było 300 kibiców Łódzkiego Klubu Sportowego (z dwiema flagami i transparentem), a także grupy kibiców KSZO Ostrowiec (z flagą), Arki Gdynia i Cracovii.

Większa część wyjazdowiczów ruszyła z Poznania pociągiem specjalnym. W rozmowach z PKP jak zawsze nie brakowało trudności, w końcu jednak udało się zorganizować pierwszego speca od pół roku! Pociąg specjalny jest tym co kibice lubią najbardziej, także ochoczo wsiadającym do niego fanom nie mogło przeszkadzać to, że bana miała według rozkładu wlec się do Warszawy ponad 6 godzin. Oczywiście rozkład był skandaliczny, a to z powodu prowadzonego remontu linii kolejowej E-20, czyli Poznań – Warszawa. Ostatecznie dojechaliśmy na miejsce w około 5 godzin, co nie było tragedią, a sam fakt jazdy specem chyba wynagrodził wszelkie niedogodności. Na nasz przyjazd wcześniej niż w rozkładzie nie do końca były przygotowane warszawskie psy, które trzymały nas około 20 minut na peronie zanim mogliśmy przejść do autobusów i ruszyć na stadion.

Autobusy oczywiście jechały w kurewskich dwóch turach, co jest miejscową tradycją i największą męką w wyjazdach na Legię.

Milicja postanowiła „umilić” nam także wejście spinając się na każdym kroku oraz stojąc za ochroną przy sprawdzaniu i  obok kołowrotków wejściowych. Niestety nie wszystkim udało się wejść na mecz i musieli oni spędzić noc w Warszawie. Pozostali wchodzili, ale po bardzo wnikliwym sprawdzaniu, co sprawiło, że ostatnie osoby weszły na stadion chwilę po pierwszym gwizdku.

Nie było na szczęście większych problemów z wpuszczeniem oprawy, której elementy ultrasi z pomocą sekcji w szybkim tempie ułożyli i przygotowali na sektorze.

Na sektorze znalazł się także jeden intruz, który chyba ogarniał coś przy cateringu. Jego problemem było jednak to, że miał też szalik miejscowego klubu i to skrajnie nieprofesjonalne połączenie obowiązków służbowych i kibicowskiej pasji odczuł dość boleśnie, dodatkowo tracąc przy tym barwy.

Te spłonęły na początku meczu, podczas gdy na całym sektorze prezentowana była oprawa.

Składała się ona z sektorówki, wysokiej na 34 metry. Szerokość była nieregularna, jednak w najszerszym miejscu wynosiła 20 metrów i przedstawiała postać kibica Lecha inspirowaną bohaterem jednego z komiksów, który trzymał broń i przymierzał się do wystrzału.

Cel odbijał się w szkiełku okularów, a był nim symbol Warszawy, czyli Syrenka, upamiętniona pomnikiem na stołecznej Starówce, tym samym…, który legioniści namalowali na swojej oprawie przygotowanej na ten wieczór. Działania na Żylecie wskazywały, że ultrasi Legii zamierzali zaprezentować swoją oprawę także na początku meczu, jednak widząc jeden z głównych motywów swojej sektorówki w odbiciu okularów na czujnym oku fanatyka Kolejorza zmienili plany i rozpoczęli wieszanie flag (później niż zwykle, co potwierdziło oprawowe plany), a swoją prezentację pokazali w II połowie.

Ta składała się z sektorówki przedstawiającej nasz cel oraz samochodu marki Warszawa na tle warszawskiej Starówki i transparentu z hasłem „Kapitalne miasto”. Oprawa była namalowana bardzo estetycznie, a legioniści dopełnili ją stroboskopami, odpalonymi na górze sektorówki.

My do swojej prezentacji machaliśmy niebieskimi chorągiewkami, a cały przekaz dopełniliśmy transparentami, tworzącymi hasło: „Wciąż niebezpieczni dla wrogów odwiecznych!”

Równo z pierwszym gwizdkiem, obok sektorówki zapłonęły 30 race, 30 żółtych ogni wrocławskich, a także 50 stroboskopów.

Po oprawie na płocie pojawiły się flagi, na czele z debiutem repliki starej fany „Ultras Lech”. Ta zawisła na barierce i była naszą główną flagą tego dnia.

Oczywiście od początku ruszyliśmy też z dopingiem, który w dużej mierze składał się z bluzgów w kierunku miejscowych. Nie zabrakło oczywiście bardzo głośnych pozdrowień dla zgód. Największą moc nasz śpiew miał rzecz jasna po golu wyrównującym. Najsłabiej śpiewaliśmy niestety w końcówce, po skandalicznej decyzji znanego złodzieja i kurwy, sędziego Marciniaka, który po raz kolejny pomógł gospodarzom w wygraniu meczu, w którym byli oni gorsi. Nasza drużyna, co trzeba oddać, nieźle walczyła w tym spotkaniu, natomiast z sędzią zaangażowanym w pomoc Legii nie miała już szans. Piłkarze po meczu otrzymali brawa, natomiast muszą już koncentrować się na spotkaniu z Jagiellonią, które może być ostatnią szansą na pozostanie w grze o mistrzostwo Polski.

Od zakończenia oprawy i palenia barw rozpoczęły się także gry i zabawy ze służbami porządkowymi. Nachalne próby gaszenia płonących barw Legii skończyły się powołaniem wspólnej łódzko-poznańskiej grupy, która niestrudzenie dbała o to, by ochrona, stewardzi i pracownicy cateringu nie narzekali na nudę. Kiedy wymiana gazu ze strony ochrony i proszku z gaśnic ze strony kibiców, a także różnych elementów wyposażenia sektora rozgrzały sytuację na dobre, pomysłowi fani postanowili ochłodzić nieco zmęczonych ochroniarzy zimną wodą z węża przeciwpożarowego. Na przyspieszony o niecały miesiąc Śmigus Dyngus załapali się także pracownicy cateringu, a miała załapać się milicja, ale wąż okazał się niestety za krótki. Generalnie grupa szukająca wrażeń zapewniała rozrywkę przez cały okres oczekiwania na wyjście z sektora, a ten trwał niemal 1,5 godziny, co w coraz szybciej spadającej temperaturze było mocno niekomfortowe. Wyjście oczywiście postanowiła urozmaicić milicja, która stworzyła wąskie gardło z tarcz i starała się kilka osób wyłapać. Na ścieżce przy Kanałku Piaseczyńskim także doszło do kilku przepychanek, bo oczywiście białe kaski stały w poprzek drogi skutecznie ją zagrzadzając i utrudniając przejście.

Przejazd na Warszawę Zachodnią odbywał się ponownie w dwóch turach, co wiązało się z długim czekaniem na mrozie I tury pod Dworcem PKP i tak samo długim czekaniem na mrozie II tury pod stadionem. Powrót baną za to przebiegł sprawnie i ponownie przed rozkładowym czasem dojechaliśmy do Poznania.

***

Przed nami teraz bardzo ważny mecz z Jagiellonią, w niedzielę o 15:30. Pogoda robi się coraz lepsza, także wszyscy na Lecha, wspierać drużynę w spotkaniu ostatniej szansy w kontekście walki o mistrza.