SS Lazio Rzym – AS Roma, 9.02.2014

Pomysł z wyjazdem na Derby Rzymu kwitnął od dłuższego czasu w mojej głowie. Wreszcie pomyślnie ułożył się terminarz, niekolidujący z rodzimą ligą. Z różnych przyczyn, etatowi towarzysze podróży nie mogli wybrać się ze mną, więc zabrałem moją lepszą połowę na wydłużony weekend w Wiecznym Mieście. Przyjemne z pożytecznym. ;)

Bilety w net rzucone jedynie na najdroższe miejsca (95 i 170 €) więc prosta decyzja, że należy ogarniać je na miejscu. Statystki pokazywały, że kompletu na derbach na Olimpico w lidze nie pamiętają nawet starzy rzymianie, stąd obaw nie było o wyczerpanie się wejściówek. Na lotnisku w stolicy dostałem info od L., który w Rzymie był kilka godzin przede mną – nie ma tańszych biletów niż 95€. Wiało lipą i uboższą wersją weekendu we dwoje. Na miejscu oczywiście pierwszy punkt, do którego ruszyliśmy po zakwaterowaniu to sklep Lazio. Ku mojemu dużemu zaskoczeniu i zadowoleniu, okazało się, że były jeszcze bilety za 55€. Dziwny system sprzedaży, albo wajcha w innym sklepie – w każdym razie zadowolony raczyłem się przez pozostały do meczu czas zwiedzaniem tego wspaniałego miasta z biletami w kieszeni.

 

W dniu meczu doleciał do Rzymu kolega B. (pozdro!) i razem udaliśmy się w drogę na stadion. Tutaj pierwsze lekkie zdziwienie – w drodze na Olimpico ze starego miasta, zdecydowana większość ragazzi w barwach Romy. Kilka grupek konkretniejszych, jak to zwykle we Włoszech wyróżniających się ubiorem – mniej emblematów klubowych, więcej SI i trainer’ów Adidasa.;) Generalnie nadspodziewany spokój i mieszanka barw w komunikacji miejskiej wyraźnie nikogo nie dziwiła. Pod stadionem kolejne zdziwienie. Wszystkie stoiska z pamiątkami w drodze na stadion – AS Roma! Było ich zdecydowanie mniej niż na meczu Lazio, który pamiętam z poprzedniej wizyty w Rzymie, jednakże skojarzenie zastanego widoku z faktem, iż to Lazio było gospodarzem tego meczu było dla nas zaskakujące. Aż do samego stadionu – sama Roma. Przy samym wejściu na Curva Sud zaobserwowana już zdecydowanie konkretniejsza grupa Romanistów oraz kilka osób z Panathinaikosu. Dalej kordon psów, który mijamy oraz aż do samego wejścia na Curva Nord pustki. Przy wejściu tłum Laziali, którzy ściągali na stadion z zupełnie innego kierunku niż my.

 

Wejście sprawne, pytanie ochrony o narodowość, po czym nastąpiło…odpuszczenie kontroli. :) Standardowo w Italii – lustrzanka+tele wchodzi bez mrugnięcia okiem. Na stadionie Laziali rozdawali małe flagi, do oprawy – miły widok zwykłej wiary ochoczo pomagającej przy rozdawaniu. Ci ludzie zdecydowanie żyją tym co dzieje się na trybunach, z tym że wyłączają się gdy tylko piłkarze kopią piłkę. :) Przykrym zaskoczeniem dla nas – przed meczem nie latał orzeł, który zrobił na nas ogromne wrażenie przy poprzedniej wizycie. Na wyjście zawodników obydwie ekipy prezentują oprawy.

 

Lazio przygotowało sektorówkę na środku CN oraz małe flagi białe i błękitne na pozostałych sektorach. Do tego zapłonęło kilka świec dymnych oraz pojedyncze race lądujące na bieżni. Roma przygotowała kartoniadę w barwach oraz odpaliła masę pirotechniki. Bardzo konkretna ilość świec dymnych i rac – których część lądowała na bieżni. Wspaniały widok. Doping Lazio momentami jeżył włos na karku. Momentami, bo przez długie momenty meczu obie ekipy sobie pomrukiwały, skupione na wydarzeniach boiskowych. Treści podnoszonych transów nie sposób przekazać. Zarówno Lazio jak i Roma co chwilę prezentowała kolejne teksty. Oczywiście większość to były szpilki wbijane w rywala. Poza nimi niemałym zaskoczeniem były dla nas transparenty urodzinowe dla ziomków, prezentowane przez Lazio. Oczywiście w naszym rankingu pocisków zwyciężył trans Lazio: „Roma shit”, oraz Romy: ”Lazio shit firm”. Ot internacjonalna wymiana uprzejmości na wysublimowanym poziomie. :)

 

Na samym początku drugiej połowy Roma odpaliła sporo rac i rzuciła na bieżnię. Odpalili w małych skupiskach na sektorze, a nie w miarę „rozłożone” po trybunie – co z jednej strony lekko popsuło efekt, który mogliby osiągnąć, a z drugiej strony jest prawdopodobnie przejawem braku kalkulowania w tej materii. Do tego sporo spontanicznie płonących dymów. Lazio bliżej końca meczu również urządza sobie piroshow, odpalając świece i race w linii na dole Curva Nord. Część ląduje na bieżni a efekt i widok pozostanie w pamięci na długo. Mecz niestety kończy się bezbramkowym remisem – najgorszy możliwy wynik. Zabrakło radości po bramkach i troszkę emocji piłkarskich, które jak wiadomo, we Włoszech robią ogromną robotę.

 

Po meczu stadion bardzo szybko pustoszeje i pozostaje nam udać się z powrotem do centrum miasta. Tam życie toczy się swoim życiem – turyści, multikulti i w zasadzie żadnych oznaków dnia derbowego. Podsumowując, bardzo dobre derby Rzymu. Nadspodziewanie dobre, biorąc pod uwagę chociażby poprzedni pojedynek drużyn ze stolicy Włoch. Duża satysfakcja dla nas, że właśnie na taki mecz trafiliśmy. Jedyny minus to wynik, który mógł jeszcze poprawić i tak wspaniałe wrażenia z tego widowiska. Na trybunach tak jak na boisku – remis. Obie ekipy z prostymi oprawami, ale przede wszystkim z masą tego, co tak bardzo cieszy oczy fanatyków na każdej szerokości geograficznej – piro.