Jagiellonia Białystok – Lech Poznań, 4.12.2016
Po ponad 8 latach wróciliśmy na normalnych zasadach do Białegostoku.
Ostatni oficjalny wyjazd na sektor gości zaliczyliśmy w sierpniu 2008 roku. Ostatni konkretny, w sile 1220 osób z oprawą jeszcze rok wcześniej, w listopadzie 2007. Później trzykrotnie wpuszczeni zostaliśmy przez kibiców Jagi do prowizorycznych klatekdla gości na starym stadionie i również na prowizoryczny sektor dla przyjezdnych na nowym obiekcie przy ulicy Słonecznej. Okres oczekiwania na normalny wyjazd do stolicy Podlasia mógł być jeszcze dłuższy.
Wszystko przez wyimaginowany remont sektora gości po meczu rezerw Jagiellonii z Widzewem. Po tym spotkaniu Jagiellonia załatwiła papiery, które mówiły o prowadzeniu napraw aż do końca roku i zgody by w tym okresie nie przyjmować gości. Sprawa śmierdziała na kilometr antykibicowskim oszustwem, szybko udało się ją zdemaskować, choćby z powodu nikłych zniszczeń na sektorze. Białostocki klub i policja szybko zostały obśmiane i zaorane faktami i nasz wyjazd miał dojść do skutku. Niedzielny termin nie zachęcał do naszej najdalszej wyprawy w tej rundzie, ale bardzo dobra godzina przyjazdu pociągu uratowała sprawę.
W sile 745 osób zebraliśmy się na dworcu, skąd o 9:05 miał ruszyć nasz spec. Niestety odjazd opóźnił się o około pół godziny, jednak pociąg w nieznany nam sposób odrobił spóźnienie, a potem jeszcze przyjechał na miejsce kwadrans szybciej. Droga upłynęła więc szybko, a nasza bana mknęła przez – od Warszawy – zaśnieżoną, zimową Polskę. Podobnie jak 9 lat temu wysiadaliśmy w Niewodnicy, małej miejscowości pod Białymstokiem, gdzie podjechać miały autobusy. Po chwili oczekiwania w pociągu aż podjadą i zapakowania się do nich, ruszyliśmy w około półgodzinną przejażdżkę na stadion.
Tam, mimo nowoczesnego obiektu i wszelkich możliwych rodzajów płotów, kołowrotków, zasieków i możliwości normalnego wpuszczenia kibiców zastały nas obrazki jak sprzed 9 lat. Barierki ograniczające dostęp do wejścia oraz półmózgi z ochrony, tarczami regulujący nasze wejście. Do tego wąski wjazd i parking dla przegubowych autobusów. te aby wyjechać musiały się kierować do bramy obok wspomnianych zasieków przy wejściu, więc cała nasza grupa przed każdym autobusem musiała się rozstąpić. Całą operacją zarządzał półdebil z ochrony, ubrany jak komandos, który po „kontakcie z bazą” odmówił wpuszczenia sektorówek. To samo polecenie realizowała Iwona, czyli spasła ochroniara, która potwierdziła decyzję „góry”.
Wstrzymaliśmy się więc z wchodzeniem na sektor, a sektorówkę pocięliśmy na pasy, tak by spełniały „wymiary dozwolone przez organizatora meczu”. Niestety działające na zasadzie zerojedynkowej mózgi wpuszczających nie poradziły sobie z wyzwaniem i pasy również nie przeszły kontroli. Podjęliśmy więc próbę partyzanckiego wjazdu z nimi, jeden nawet przedarł się przez pierwsze zasieki, ale odbił się od kołowrotków. Ogólnie wpuszczanie jak i całe podejście do kibiców można skwitować jedynie słowami: żenada i skandal. Klub patrząc na pozycję w tabeli i stadion aspiruje do czołówki i wręcz mistrzostwa, ale przerasta go wpuszczenie ponad 700 osób na obiekt.
Polecamy, nie tylko Jagiellonii, ale jej przede wszystkim lekturę tekstu o przyjmowaniu kibiców w prowincjonalnym Kluczborku, która jakiś czas temu ukazała się na łamach portalu weszlo.com. Wszyscy odpowiedzialni za niedzielną farsę powinni czytać to aż do pierwszego wiosennego meczu dwa razy dziennie i powiesić jako wzór w klubowych gabinetach.
Sektorówki niestety są wpuszczane na sektory coraz rzadziej, co kluby często argumentują powodem-wytrychem, że ułatwią one odpalanie pirotechniki. Tymczasem pirotechnika i tak jest przez kibiców odpalana, tym bardziej wkurwionych nie wpuszczeniem pozostałych elementów oprawy. Tak było i tym razem. Zaprezentowane miały zostać dwie choreografie – jedna na początku, druga na końcu meczu. Do pierwszej zapłonąć miało 45 żółtych ogni wrocławskich i 50 stroboskopów, zaś do drugiej 30 czerwonych rac.
Ostatecznie odbył się jeden, spontaniczny pokaz pirotechniczny, który rozświetlił sektor w okolicach 65-tej minuty. Wtedy odpalone zostało wszystko co dostało się na sektor, a kilka sztuk pirotechniki trafiło na sektory buforowe i narożnik boiska.
Mecz został też przerwany na kilka chwil. Wtedy też mieliśmy najlepsze momenty naszego dopingu, zarówno przy Cała Polska zna, jak i przyśpiewce dedykowanej milicji.
Wcześniej również nieźle dopingowaliśmy, chociaż nie aż tak jak wielu się spodziewało. Mimo oczekiwań sektor w Białymstoku nie ma najlepszej akustyki, swoje z pewnością robił też kilkustopniowy mróz.
Na sektorze wywiesiliśmy 15 flag. Były to płótna grup: „YF ’98”, „UL ’01” i „e-Lech ’02”, fanklubów: Szwadron Gostyń, Legion Piła, Lubuski FC, Śremscy Fanatycy, Września, Koło, a także flagi ogólne: „W żyłach szlachetna krew”, „Forever Lech”, czarna „Lech Poznań”, „Fanatycy”, „Forza Lech”, „Pyrusy” oraz płótna poświęcone śp. Damianowi Dardasowi i śp. Grzegorzowi Bielawcowi. W pierwszej połowie wisiał także transparent z pozdrowieniami.
Na sektorze nie zabrakło też flag na kij.
Po meczu na sektorze trzymano nas dość krótko, bo niecałe pół godziny, natomiast w wyniku decyzji milicji kolejne 50 minut spędziliśmy siedząc w autobusach. Przez to opóźnił się nasz wyjazd z Niewodnicy i do Poznania dotarliśmy z opóźnieniem.
***
Tymczasem zbliża się zakończenie rundy – na Bułgarskiej meczem z Koroną i wyjazdowej meczem na Cracovii. Mobilizujemy się zwłaszcza na mecz domowy, trzeba godnie zakończyć rundę oraz rok 2016. Postarajcie się byc w Kotle na około 20 minut przed meczem.