Koninklijke Racing Club Genk – Lech Poznań, 9.08.2018

Po raz drugi w historii wybraliśmy się z Kolejorzem do Belgii.

Poprzednim razem, gdy mieliśmy okazję odwiedzić kraj Belgów, wylosowaliśmy Club Brugge KV w sierpniu 2009 roku. Niecałe 9 lat po tamtym wyjeździe los rzucił nas do Genk, gdzie podejmował nas miejscowy klub Racing. Na organizację wyjazdy czasu nie było zbyt wiele, bo tydzień przed meczem graliśmy rewanż w II rundzie na Białorusi. Ostatecznie udało się nam sprzedać 825 voucherów, które na zbiórce już na miejscu wymieniliśmy na bilety.

Do Belgii ruszyliśmy autami, busami i autokarem. Duża część osób odwiedziła Holandię, część pojeździła trochę po Belgii, odwiedzając między innymi Antwerpię czy Gandawę. Zespół z tego drugiego miasta wylosowała Jagiellonia, jednak pierwszy mecz grała w Białymstoku. Podobnie rzecz miała się z legionistami, którzy trafili na mistrza Luksemburga. Wyjazd był więc raczej bezstresowy, chociaż wielu było ciekawych czy czekają nas jakieś atrakcje ze strony miejscowych, Genkies Boys. Niestety, mimo że ekipa kibicowska naszych rywali uchodzi za czołową w Belgii nie dali tego po sobie nijak poznać, poza dość solidną postawą w swoim młynie na meczu. W mieście od rana do wieczora, również po zakończeniu meczu nie działo się absolutnie nic. Samo Genk jest też bardzo małą miejscowością, bardzo nudną i nieciekawą. Porównać można je z Fredrikstad, z tą różnicą, że nie było nabrzeża ani takich widoków jak w Norwegii, było podobnie senne i spokojne. Podobnie rzecz miała się z lokalsami, których społeczność tworzyli albo muzułmanie, albo belgijscy starcy. Poza galerią, dwoma deptakami z ulicznym handlem na straganach i zaadaptowanymi dwoma dawnymi kopalniami w Genk nie było absolutnie nic do zobaczenia, co więcej, w mieście nie było ani jednego sklepu z którego można byłoby ukraść choćby magnes. Jednym słowem dziura i pipidówa.

Wraz z upływem czasu do miasteczka przyjeżdżało coraz więcej osób od nas. Część zostawiła auta na parkingu przy sektorze gości, część w okolicach miejsca zbiórki. Ta mieściła się około 2 kilometrów od stadionu i również jedyne co oferowała to 2 puby, pizzerię, supermarket i stację benzynową. Psikusa sprawiła nam pogoda, w postaci kilku fal oberwania chmury. Z drugiej strony w dniu meczu w Poznaniu było 37 stopni, a po ostatnich upalnych tygodniach wielu z nas z radością przyjęło deszczową i nieco chłodniejszą aurę.

Wymarsz zbiórki miał miejsce chwilę po godzinie 18:30, czyli na półtora godziny przed rozpoczęciem meczu. Wcześniej całkowicie opanowaliśmy skrzyżowanie, przy którym  mieściły się wymienione wcześniej puby i stacja paliw. Oczekiwanie na ostatnich dojeżdżających umilił nam najpierw bus jakiś miejscowych gamoni, który zawracał na krzyżówce, a podczas tego manewru z pojazdu wyleciał na ulicę jeden z pasażerów. Mimo upadku na asfalt z dość sporą prędkością jegomość wstał i próbował sadzić się do jednej z naszych grupek, co spotkało się z szybką kontrą i dla własnego bezpieczeństwa po chwili się ulotnił. Inną atrakcją była na szybko wymyślona gra, polegająca na przerzucaniu piłki przez skrzyżowanie, która co rusz odbijała się od dachów i szyb przejeżdżających pojazdów prowadzonych przez zszokowanych Belgów.

W końcu poszedł sygnał do wymarszu i ruszyliśmy w kierunku stadionu. Po drodze dwukrotnie stawaliśmy w powodu nielicznej i pogubionej milicji, która nie bardzo wiedziała którędy nas prowadzić. W końcu ruszyliśmy na czuja i po kilku chwilach znaleźliśmy się obok obiektu, dookoła którego przeszliśmy z flagą „Poznań” na czele i z okrzykami Poznań, Poznań, hej Kolejorz! oraz wizytówką na ustach. Po przejściu na nasz parking rozpoczęło się sprawne wchodzenie na sektory. Te były dwa – na parterze i piętrze w jednym z narożników stadionu, ulokowane na wprost młyna gospodarzy. Mieścił się on tym razem na piętrze, a na dole pustkami straszyły sektory stojące – niedozwolone przez UEFA. Miejscowi wywiesili kilka flag i całe spotkanie prowadzili doping. Na początku meczu odpalili kilka świec dymnych, machali też flagami na kiju. Doping z naszej perspektywy był słyszalny, ale konkretnie gospodarze ryknęli tylko kilka razy. Po bramkach do śpiewów i okrzyków podłączał się cały stadion. Po meczu długo bawili się z piłkarzami, a potem sami na trybunie, do mega głośnej techniawki puszczonej z głośników przez klub.

Tymczasem my również nie próżnowaliśmy i głośnym dopingiem wspieraliśmy swój zespół w walce z dużo lepiej prezentującym się rywalem. Doping był prowadzony na górnym piętrze, ale dół skutecznie podłączał się do śpiewu. Na początku były małe problemy z synchronizacją, bo między piętrami na sektorze zainstalowano absurdalny daszek, pokryty papą, który utrudniał kontakt wzrokowy prowadzącego z dolnym sektorem. Konstrukcja sektora utrudniła też dobre eksponowanie flag. Tych przywieźliśmy ze sobą 12. Poza tym na naszym sektorze zawisły portrety kiboli których już z nami nie ma, transparent „Klima PDW”, brytyjka KSZO, a także 2 małe flagi Łódzkiego Klubu Sportowego. Kibice tych dwóch naszych zgód oczywiście wspierali nas tego dnia.

Mimo niedogodności śpiewaliśmy całkiem głośno, oczywiście bardzo dobrze wchodząc w mecz, poprzez bardzo mocne wykonanie wizytówki. Często też wzywaliśmy piłkarzy do walki, a także nie zapomnieliśmy o tradycyjnym i swojskim Kolejorz jazda z kurwami! Mimo tego co działo się na boisku staraliśmy się zagrzewać piłkarzy, którzy mogli przeciwstawić się tylko walką, bo argumentów piłkarskich nie mieli niestety żadnych. W drugiej połowie zaśpiewaliśmy z kilkoma niezłymi zrywami nową przyśpiewkę Niebiesko – białe barwy, która wychodzi nam coraz lepiej, ale ważnym jest by była wykonywana powoli i z wyczuciem bębna.

 

Po meczu byliśmy trzymani około 15 minut, po czym spokojnie przeszliśmy na parking do środków lokomocji na parkingu. Po dłuższej chwili i z niego ruszyliśmy w drogę powrotną bądź na nocleg.

Mecz z Racingkiem Genk był naszym 40. wyjazdowym spotkaniem w europejskich pucharach od 1999 roku, kiedy po dłuższej przerwie Kolejorz wrócił na europejskie salony. Wszystkie te delegacje podsumowaliśmy w specjalnym wpisie. Przed wyjazdem poznaliśmy też ewentualnych rywali w IV rundzie. Zwycięzca naszej pary trafi na wygranego z dwójki Brøndbyernes IF – FK Spartak (Subotica). Pierwszy mecz wygrali Duńczycy na wyjeździe 2:0, także są raczej pewni awansu. Niestety niemal pewny gry w IV rundzie jest też Racing Genk, ale przed naszą drużyną jeszcze rewanż, pozostało nam wierzyć w cud.

 

***

W najbliższy weekend na Bułgarskiej Lech podejmuje Zagłębie Sosnowiec przy pustym stadionie. Będzie to ostatni mecz z zamkniętym całym obiektem, ale fanatycy z Kotła, którzy byli w nim na meczu z Legią będą mogli wejść na Bułgarską dopiero w październiku. Na wyjazdowy szlak