KS Nieciecza – Lech Poznań 18.08.2013
Ligowe wyjazdy, mimo ciężkich czasów dla kibiców i sporej liczby kombinacji utrudniających nam życie ze strony wszelkich służb, polityków i działaczy są mimo wszystko dość częste. Europejskie eskapady trwają zazwyczaj krótko, z powodu zbyt wygórowanych warunków piłkarskich stawianych przed naszymi gwiazdeczkami. Prawdziwe wyjazdowe kąski i często okazje do zwizytowania miejsc po raz 1. i ostatni w kibicowskiej karierze daje Puchar Tysiąca Drużyn, nazywany oficjalnie Pucharem Polski.
W ostatnich latach mimo, że omijały nas prawdziwe hity jak Wigry Suwałki, czy Resovia Rzeszów to nie mogliśmy narzekać na brak klimatycznych wypraw jak te do Stalowej Woli czy Grudziądza. W tym roku w zreformowanym Pucharze Polski na start przyszło jechać nam do Niecieczy. Kibicowsko przeciwnik to żaden, ale jest to właśnie jedno z tych miejsc, w których prawdopodobnie wraz z Kolejorzem już nigdy więcej się nie pojawimy.
Mecz miał się odbywać o absurdalnej porze – pierwszy gwizdek miał rozbrzmieć o 13:00. Z racji tego, że mieliśmy sierpień nie były to najprzyjemniejsze warunki do dopingowania. Biletów na kurnik w Niecieczy dostaliśmy 240, jednak na miejscu stawiło się nas 400 w tym Cracovia w 72 osoby i 8 kibiców KSZO. Wywiesiliśmy 2 płótna – „Kolejorz” i „Fanatycy”, a także transparent dla jednego z nas przebywającego w miejscu odosobnienia o treści: „Noras PDW”.
Stadionik w Niecieczy dosłownie jest położony w polu, a konkretniej polu kukurydzy. Miejscowi również pojawili się w nadkomplecie, atmosfera była wręcz odpustowa. Z wchodzeniem nie było raczej problemu, niektórzy spokojnie weszli na bilety inni szukali alternatywnych dróg na sektor. Część weszła przez główną bramę i jakoś dotarła na nasz sektor inni śmiałkowie przebijali się przez kukurydziane chaszcze i klucząc również w końcu znaleźli się na naszym sektorze.
Drogę przez kukurydzianą dżunglę odkryły jednak również wąsy z milicji i kilka osób musiało przyspieszyć swą wędrówkę przez pola. Widok milicji bezładnie biegającej po polu i stojącej cały mecz w otoczeniu kukurydzianych kolb był bezcenny.
Po meczu część udała się prosto do Poznania, a niektórzy zatrzymali się w Krakowie gdzie zostali podjęci przez Cracovię.
Wyjazd mimo wyczerpującego upału był miłą odskocznią od ligowej codzienności i nowych coraz „nudniejszych” stadionów.