Lech Poznań – FC Basel 1893, 10.12.2015
Za nami ostatni mecz w europejskich pucharach w tym sezonie. Drugi raz na Bułgarskiej podjęliśmy mistrzów Szwajcarii.
Wylosowanie w grupie Bazylei było sprawą niecodzienną. Poza wysokimi szczeblami rozgrywek europejskich, niebywale rzadko zdarza się, żeby w tym samym sezonie kluby trafiały na siebie w pucharach dwukrotnie. Nam się tak zdarzyło i po 4 miesiącach z groszami ponownie na Bułgarskiej zmierzyliśmy się z FC Basel. Siłą rzeczy nie uciekniemy od porównań z meczem lipcowym, podobnie jak po ostatnim ligowym meczu z GTSem trudno było stronić od ukazania kontrastu wobec naszego mistrzowskiego spotkania z milicjantami w czerwcu.
Nawiązując do lipca można zakrzyknąć tylko: jakże inny to był dla nas wszystkich czas, jakże inny był to mecz! Porównanie tych spotkań, podobnie jak wymienionego tegorocznego dwumeczu z milicjantami jest ciekawe i stanowi fundament relacji, ale w gruncie rzeczy jest też niebywale przygnębiające. Lipcowy mecz odbył się zaledwie 134 dni wcześniej, ale dziś wydaje się być jak wyjęty z innej epoki. Począwszy od liczb – zgromadził ponad 15 tysięcy więcej osób niż wczoraj – wtedy Kolejorza w walce o Ligę Mistrzów wspierało 25478 gardeł, wczoraj zaledwie 10457. Wtedy stadion prezentował się okazale, zwłaszcza Kocioł, przyzwoicie wypełniony na obydwu piętrach, wczoraj – po tym jak Kotara zarządził zejście wiary z piętra na dół – ledwo udało się przyzwoicie zapełnić środek dolnego poziomu.
Jak chodzi o boisko, które co oczywiste – napędza ciśnienie – to wówczas byliśmy w trakcie dobrego początku sezonu – upokorzona Legia przy Bułgarskiej, odprawione z kwitkiem FK Sarajevo, wygrana z Lechią i wpadka z Pogonią na inaugurację, której nawet nikt nie zauważył, bo nie pozwalała na to duma Mistrzów Polski. Któż by się wówczas przejmował jednym gorszym meczem w naszej skopanej lidze? Dziś Mistrzami ciągle rzecz jasna jesteśmy, ale podupadliśmy właściwie na wszelkich płaszczyznach, a w śmiesznej lidze szybko wyrżnęliśmy o dno i długo na nim leżeliśmy. Od może miesiąca niemrawo gramolimy się powoli ku lepszemu, jednak do normalności wciąż daleko.
Kibicowsko staramy się trzymać poziom, ale na trybunach zostali już jednak chyba tylko najwierniejsi. Tutaj porównanie z lipcowym meczem także wygląda miażdżąco – wystarczy przypomnieć sobie wspaniałą oprawę „High Risk Supporters” i zestawić z obrazkami z wczoraj.
Wczorajszym meczem zakończyliśmy też w tym sezonie europucharową przygodę i tym samym użeranie się ze skurwysynami z UEFA. Przez 5 miesięcy występów w pucharach zostaliśmy wydojeni i okradzeni z dziesiątek tysięcy złotych. Międzynarodowa szajka obrzydziła nam całkowicie pucharowe mecze, karząc nas na każdym kroku za mniej lub bardziej wydumane i idiotyczne sprawy, wspierane kurewskimi donosami bolszewików z lewackich stowarzyszeń. Atmosfera ciągłego napięcia dopełniła tylko ponurego obrazu tej pucharowej jesieni, gdzie po wspomnianym lipcowym meczu z Basel, mecze u siebie stały się przykrym obowiązkiem. Wczorajsza liczba to potwierdza, choć jest ona też wypadkową ogólnego rozkładu klubu tej jesieni i totalnego dołka, w który Kolejorz wpadł zaledwie kilka miesięcy po upojnej, mistrzowskiej nocy. Sytuację uratowały jedynie wyjazdy: na Węgry, do Włoch i Portugalii. Druga wizyta w Basel także zepsuta była złodziejskimi praktykami UEFA. Wiele nam zabrano, wiele zniszczono, ale pewnych rzeczy nie zabiorą nam nigdy.
Mimo tej całej ponurej otoczki, wczoraj w Kotle nie było źle. Mimo wymieszania składów pięter i kilku „pucharowców”, którzy pomylili melanż z meczem, ale zostali szybko wyprostowani, doping raczej był przyzwoity. Kotara zachęcał do odmulenia się i radości z tego co robimy, bo co innego nam zostało, szczególnie w chłodne jesienne wieczory. Oczywiście była w nas jeszcze jakaś wiara w awans, wszak nie takie rzeczy już nasze poczciwe lebiegi na boisku wyszarpały, ale generalnie czuć było, że to pożegnanie z europucharami w tym sezonie.
Wyśpiewaliśmy większość z naszego repertuaru, w pierwszej połowie dobrze wyszło W Grodzie Przemysława, a w drugiej Kotara fajnie nakręcił nas na zabawę przy Dumą Polski jesteśmy od lat! Nie zabrakło także skakania tyłem za bary, sporo było dziczy, tradycyjnie zagrzewaliśmy kopaczy do walki, śpiewając Let’s go Kolejorz!, Walczyć Kolejorz, Walczyć!, a także Do boju Kolejorz! Ważnym okrzykiem był też kilkukrotnie wznoszony: W niedzielę wszyscy na Lecha!, który tak samo jak transparent przygotowany przez ultrasów („1312 Wszyscy na Lecha!”) zachęca do licznego udziału w nadchodzącym meczu z Zagłębiem. Więcej na dole i w temacie na forum.
W Kotle pojawiły się także inne transparenty – promujący akcję #PowstańMY, a także z pozdrowieniami: „Cezar PDW” i „Ospa Krystek PDW”. Poza tym nasz najważniejszy sektor został oflagowany stałymi płótnami.
Warto jeszcze wspomnieć o gościach, którzy wypadli i pokazali się lepiej niż ostatnio.
Do Poznania przyjechali pociągiem (!) jako pierwsza europejska ekipa goszcząca w naszej Ojczyźnie, a na sektor weszli z pieśnią na ustach na około 1,5 godziny przed meczem. Dobrze oflagowali swój sektor, zrywając wcześniej banner UEFA, machali także kilkoma flagami na kiju, a po bramce odpalili jedną racę.
Dopingowali o wiele lepiej i głośniej niż w sierpniu, a ich śpiew był bardzo melodyjny, zupełnie inny niż prezentowany przez polskie ekipy. Nieźle tez wymiatały bębny w ilości trzech sztuk.
***
W niedzielę żegnamy sezon i rok przy Bułgarskiej. Następna okazja do przyjścia na stadion dopiero w lutym, także warto spędzić te 90 minut w Kotle dając z siebie wszystko. Z doświadczenia wiemy, że ostatnie mecze w roku bywają ciekawe, na potwierdzenie polecamy sprawdzić relację ze spotkania z… Zagłębiem Lubin z 12 grudnia 2011 roku. Ten wspaniały mecz zakończył również smutna i ponurą rundę, rozgrywaną w mrocznych czasach wojny kibolskiej braci z rządem Donalda Tuska.