Lech Poznań – Koninklijke Racing Club Genk, 16.08.2018

W czwartek pożegnaliśmy się z europejskimi pucharami.

Przed meczem Grupy Kibicowskie wydały komunikat, w którym poinformowały, że wracają ze zorganizowanym dopingiem i flagami do Kotła na rewanżowy mecz z Belgami. Decyzja była umotywowana głównie owocnymi rozmowami z klubem podczas letniej przerwy, ale także poczuciem obowiązku pomocy drużynie w starciu z wyraźnie lepszym przeciwnikiem.

Pierwsze spotkanie, w Genk, pokazało naszej drużynie miejsce w szeregu. Piłkarsko była to inna półka i mecz zakończył się bezdyskusyjną porażką. W rewanżu, poza szczęściem, pełną koncentracją i wyżynami umiejętności potrzebne było coś extra, czyli nasze głośne wsparcie, które dodałoby skrzydeł naszym piłkarzom, a podcięło je rywalom.

Ze swojego obowiązku wywiązaliśmy się znakomicie, rozpoczynając mecz od mega głośnego śpiewu. Nie zabrakło świetnie wykonanej Bragi, która miała nieść do boju naszych piłkarzy. Niestety gole strzelali goście, co trochę nas wyciszyło, ale w drugiej połowie znów pokazaliśmy dużą moc, świetnie wykonując Kolejorz gol! Owocem była kontaktowa bramka, a my lecieliśmy dalej, tak jakby każdy czuł, że za chwilę stanie się cud, a my przeżyjemy powrót jak kibice Zenitu, którego piłkarze odrobili cztery bramki straty z niemal dwukrotną nawiązką.

Niestety na cuda nie było miejsca i nasz zespół nie dał rady w przeciwieństwie do nas. Pod koniec meczu pośpiewaliśmy trochę z trybuną imienia Czapczyka, Kotara mobilizował też wiarę do wyjazdu do Lubina, bo to najbliższa okazja do wspierania Kolejorza na żywo. Na meczu z GTSem nadal zamknięty będzie Kocioł, a cały stadion dla osób, które przebywały w Kotle podczas meczu z Legią w ostatniej kolejce poprzedniego sezonu. W związku z tym nie zabrakło bluzgów na milicyjny klub.

Pomimo zagrzewania do walki do samego końca, wynik nie uległ już zmianie i pożegnaliśmy się z europucharami w tej samej rundzie co rok wcześniej. Gołym okiem widać było ogromną różnicę jaka dzieliła obydwa zespoły. Do naszych piłkarzy i trenera trudno mieć pretensje – powalczyli, ale  po prostu są o wiele słabsi piłkarsko. Po meczu otrzymali oni podziękowania za walkę oraz słowa mobilizujące do dobrej gry w ligowych rozgrywkach.

Pytanie należy jednak postawić włodarzom klubu, dlaczego aż tak wyraźnie lepszy jest od nas klubik z 60-tysięcznej pipidówy, który w XXI wieku praktycznie co sezon gra z powodzeniem w pucharach, mimo, że też wypuszcza ogromne talenty, które stają się gwiazdami europejskiej piłki.

W sektorze gości nie zabrakło przyjezdnych kibiców. Pojawili się, jak to na Bułgarskiej, w bardzo małej liczbie – około 80 – z lichym oflagowaniem.

Oczywiście pozostało się im tylko słuchać naszego dopingu i obserwować mecz.

***

Przed nami powrót do rzeczywistości i pogodzenie się z faktem, że poza polskim podwórkiem zagramy najwcześniej za 10 miesięcy, jeśli uda się nam znów wczołgać do europucharów. Tak jak wspomnieliśmy – na GTS nie idziemy, więc pozostaje zmobilizować się do Lubina.