Lech Poznań – Korona Kielce, 13.04.2018
Po wspaniałym meczu z Górnikiem Zabrze zaliczyliśmy zimny prysznic na start rundy finałowej.
Na rozgrywki ligowe rozgrywane według chorej formuły ESA37 narzekaliśmy nie raz i narzekać będziemy jeszcze póki ten format będzie obowiązywał. W normalnej rzeczywistości ligowej bylibyśmy już mistrzami, a tak musimy jeszcze trochę się namęczyć. W piątek namęczyli się piłkarze zapewniając nam męki na trybunach. Niepojęta jest ta nasza piłkarska rzeczywistość – kiedy od miesiąca jest pięknie i jesteśmy na fali, zostajemy liderem, nagle przychodzi krach i dostajemy u siebie od rezerw Korony Kielce. Niby to tylko piłka, ale każdy nawet największy fanatyk (poza tym, że pragnie zwycięstw swojej drużyny), przyzna że cała koniunktura, także ta kibicowska kręci się najlepiej jak Lech kolejno odprawia swoich boiskowych rywali z kwitkiem. Mamy jednak mimo wszystko szczęście, że rywalizujemy w lidze patałachów i inwalidów i nasi rywale do mistrzostwa również przegrali swoje mecze (wszyscy u siebie).
Piątkowe spotkanie było więc smutne, a poprzedziła je również smutna chwila – minuta ciszy i wspomnienie Henryka Zakrzewicza, znanego szerzej pod pseudonimem Luluś.
Ten pozytywnie zakręcony człowiek w latach 80-tych dorobił się dużych pieniędzy, które postanowił – z pozycji kibica, a nie działacza – zainwestować w nasz klub.
Pośrednio to między innymi jego zasługa, że ponad 30 lat temu Lech dzielił i rządził na krajowej scenie piłkarskiej, a Poznań mógł podziwiać Mirosława Okońskiego. Pieniądze jednak w końcu się skończyły, w latach 90-tych podupadł Lech, a w ostatnich latach w tarapaty wpadł sam Luluś.
Mimo to codziennie zjawiał się na Bułgarskiej i ciągle żył klubem. W ostatnich latach pomoc materialną zapewnialiśmy mu my – kibice, niestety w ostatnim czasie pojawiły się poważne problemy zdrowotne i tej walki nie udało się już Lulusiowi wygrać. Zmarł nad ranem po meczu z Górnikiem Zabrze. Poza minutą ciszy w Kotle zapłonął krzyż z rac, a na przednim płocie zawisł transparent z podobizną Lulusia oraz cytatem, który zawsze wypowiadał przed meczami Kolejorza, skierowany do piłkarzy: Królowie jazda!
Po oddaniu hołdu Lulusiowi ruszyliśmy z dopingiem, próbując zmotywować piłkarzy do walki z ambitnym , ale jednak ciągle drugim garniturem zespołu gości. Niestety drużyna nie dała rady, mimo naszego głośnego i świetnego wsparcia, aż do ostatnich minut, bez względu na totalny szok i wkurwienie jak takie coś w ogóle jest możliwe po tak dobrych poprzednich występach.
W Kotle zawisły tym razem flagi fanklubów z płótnem „Pyrlandia” na środku piętra. Na dole poza stałym zestawem wisiała brytyjka KSZO.
Goście przyjechali w sile 46 osób z 1 flagą pod koniec I połowy spotkania.
Po meczu zagrzaliśmy piłkarzy do dalszej walki i miejmy nadzieję że był to wypadek przy pracy. Dobrze że mamy szczęście i nikt nie chce nam przeszkodzić w wygraniu ligi, ale jednak wolelibyśmy pewnie kroczyć po tytuł niż drżeć o wyniki do ostatnich minut. Chyba, że wszystko zmierza, aby mecz z Legia w 37. kolejce był faktycznie meczem wszechczasów na Bułgarskiej, a takiego hardkoru w sensie emocji chyba jeszcze nikt z nas nie przeżył.
***
Przed nami teraz pierwszy wyjazd w rundzie finałowej (co nas dokładnie w niej czeka sprawdzicie tutaj) – do bliskiego i sympatycznego Lubina. Dostaliśmy tam 3000 biletów także pozostaje napisać tylko jedno: INWAZJA NA LUBIN! Na Bułgarską wracamy 28 kwietnia, kiedy znów zagramy z Górnikiem Zabrze.