Petrochemia Płock – Lech Poznań, 5.05.2018

Za nami wyjątkowo długa majówka, bogata w kibicowskie atrakcje.

Jeśli ktoś odpowiednio pokombinował z wolnym to mógł uzyskać aż 9 dni wolnego podczas tegorocznej majówki. Można było więc zaplanować sobie fajny wyjazd, wręcz urządzić całkiem sensowne wakacje. Fanatycy też nie mogli narzekać, mimo iż ta majówka była dla nas inna i uboższa niż trzy poprzednie. Po raz pierwszy od 3 lat nasza drużyna nie zagrała w finale Pucharu Polski. Nie żeby finały kojarzyły nam się dobrze – bo trzykrotnie wróciliśmy na tarczy – ale jednak jakoś dało się przywyknąć do majówki w Warszawie, gdzie mogliśmy w sile ponad 10 tysięcy gardeł sławić Kolejorza i prezentować sporych rozmiarów oprawy. W tym roku nie było nam to dane, ale w decydującym meczu, podobnie jak rok temu zagrała Arka Gdynia. W ramach wsparcia jej kibiców 200 osób wybrało się do Warszawy z 3 flagami (relacja już niebawem na stronie). Wcześniej 28 kwietnia, na otwarcie majówki podejmowaliśmy u siebie Górnika Zabrze, ale o tym meczu chyba każdy z nas wolałby już zapomnieć. Zakończeniem leniwego tygodnia było za to nasze spotkanie wyjazdowe w Płocku. Wybraliśmy się tam już drugi raz w sezonie, bo miejscowa Petrochemia zaskoczyła formą piłkarską i awansowała do grupy mistrzowskiej.

W piękną majową sobotę ruszyliśmy więc busami, autami i autokarami na miejsce zbiórki. Tam dostaliśmy wahadło milicyjne i konwojem dotarliśmy do Płocka. Milicja miała chyba niewykorzystany budżet z pieniędzy podatników do przetracenia na głupoty, bo mimo sennej, typowo majówkowej atmosfery i meczu z nikłym ciśnieniem kibicowskim, miasto było obstawione jak podczas meczów derbowych.

Mniej upierdliwą postawę przyjęli gospodarze obiektu i jego ochrona, która bez zbędnego czepialstwa i złośliwości wpuściła wszystko i wszystkich bardzo sprawnie, także przed pierwszym gwizdkiem w komplecie – czyli w sile 1345 osób – byliśmy już na sektorze. Wraz z nami było kilkunastu kibiców Łódzkiego Klubu Sportowego, dzieki za wsparcie!

Ten starannie oflagowaliśmy (machaliśmy też flagami na kij, ale utrudniały to silne podmuchy wiatru) i rozpoczęliśmy dość dobry doping jak na wyprażenie słońcem przez całą drogę i przed meczem.

Znów dobrze układała się współpraca Klimy i Kotary, ale za to znów niestety nie układało się na murawie. Mimo to, wciąż jakimś cudem wszystko jest możliwe i ciągle jesteśmy w grze o mistrzostwo Polski.

Podczas meczu mocno zagrzewaliśmy piłkarzy do walki do samego końca i poświęcenia w imię wymarzonego mistrzostwa. Po meczu także staraliśmy się podnieść ich na duchu, przed końcówką sezonu.

Poza wątpliwej jakości atrakcjami na murawie nie mogliśmy narzekać na nudę. Sektor w Płocku jest na naszej wyjazdowej mapie jednym z ostatnich punktów, gdzie można poczuć dawny klimat – stary beton, płoty, krzesełka i klimatyczne dojście do klatki. Są też oczywiście toi-toie na sektorze, z których niektórzy wyjęli papier toaletowy, rzucany podczas meczu jak serpentyny.

Sporo ultrasowskich atrakcji zapewnili kibice gospodarzy, którzy zaprezentowali 2 sektorówki – jedną „stałą”, a drugą malowaną wraz z transparentem o treści: „Nikogo nie zabiła, a jednak zakazana”. Na sektorówce ultrasi Petry starali się odwzorować tę fotografię:

Wyszło w miarę, jednak ciężko było zrozumieć o co chodziło w oprawie płocczan, to znaczy jaki związek ma – owszem klimatyczne zdjęcie – z hasłem, które dla większości osób odnosiło się do pirotechniki.

Okazało się jednak, że osoba ze zdjęcia patrzy z rozrzewnieniem na zarys trybuny, na którym widnieje symbol Petki, o którego przywrócenie walczą kibice Petrochemii.

Tak czy tak piroshow Nafciarze urządzili przedni, paliły się spore ilości i różne rodzaje pirotechniki, za co należą się brawa.

 

Warto odnotować, że gospodarze pobili też swój rekord frekwencji od powrotu do Ekstraklasy – mecz z nami przyciągnął na trybuny 10012 kibiców. Co ciekawe, nasz wyjazdowy mecz w Lubinie również przyciągnął rekordową tam widownię domową, tyle że w bieżących rozgrywkach.

 

Po meczu sprawnie wyszliśmy, ale na powrocie znów gwiazdorzyła milicja, która tym razem postanowiła pokazać nam mazowieckie chynchy i prowadziła nasz konwój absurdalnym objazdem, z którego co rusz nasze pojazdy starały się urywać i jechać nieniepokojone do Poznania.

***

Przed nami wielki finisz sezonu. Zaczynamy już w środę spotkaniem z Jagiellonią przy Bułgarskiej, mecz o 20:30. Cały czas w sprzedaży są też bilety na wyjazd do Krakowa, gramy w niedzielę 13 maja o 18:00. Potem zostaje już tylko mecz 37. kolejki, który jednak chyba stosowniej nazywać wielkim finałem ligowym sezonu 2017/18.