Ruch Chorzów – Lech Poznań, 24.08.2014
Trudno w obecnej sytuacji pogłębiającego się marazmu i nijakości o lepiej pasujący do sytuacji wyjazd niż ten do szarego Chorzowa. Udaliśmy się tam tym razem autokarami i autami.
Na sektorze stawiliśmy się w liczbie 560 osób z 2 flagami: Kolejorz i YF ’98. Sporadyczny doping rozpoczęliśmy pod koniec I połowy. Po „Jesteśmy zawsze tam” i wizytówce, pozdrowiliśmy zgody, a także zaśpiewaliśmy angielskie. Nie zabrakło także bluzgów w stronę miejscowych. W II połowie także ograniczyliśmy się do pojedynczych okrzyków. Konsekwentnie nie oklaskiwaliśmy kopaczy, a gdy ci podeszli w kierunku sektora usłyszeli jedyny obowiązujący obecnie przekaz: „Biegać walczyć i się starać, a jak nie to wypierdalać!” Póki co wziął to sobie do serca Łukasz Teodorczyk, który wyjechał do Kijowa i – na co wszyscy mamy nadzieję – zostanie tam definitywnie sprzedany. Po zakończeniu meczu byliśmy trzymani około 30 minut i sprawnie dotarliśmy do autokarów. Wejście na mecz także było dość sprawne, co w chorzowskich realiach stanowiło miłą odmianę.
Marazm póki co trwa, wszyscy zdają się czekać na nowego trenera i mają nadzieję na nowe rozdanie. Wielu już pogodziło się niestety z myślą, że trenerem zostanie Uzurpator Maciek. Pojawiła się gdzieś w zamęcie informacyjno-medialnym kandydatura Czesława Michniewicza, który wielu by odpowiadał, ale w jego przypadku bardziej prawdopodobnym powodem zatrudnienia byłoby kolejne udobruchanie kibiców przez zarząd, żeby zmarnować kolejne lata i potencjał tego klubu. Boisko boiskiem, ale trudno nie dostrzec, że prawdziwy problem Lecha Poznań tkwi trochę wyżej w klubowej hierarchii niż na boisku i ławce trenerskiej.