Videoton FC Fehérvár – Lech Poznań, 27.08.2015
Za nami trzeci wyjazd w europejskich pucharach w tym sezonie. Po Sarajewie i Bazylei przyszła pora na wakacyjny wypad na Węgry.
Już po losowaniu wiadomo było, że główną atrakcją wyjazdu będzie znajdujące się około 30 kilometrów od stadionu jezioro Balaton. Zdecydowana większość wyjazdowiczów udała się właśnie tam i spędziła kilka dni. Sporo osób przed meczem i po nim nocowała również w Budapeszcie. W nocy przed meczem wyruszył też autokar, który jechał tylko na sam mecz.
Spotkanie piłkarskie było raczej z gatunku tych bez historii. Spore emocje, zwłaszcza wśród węgierskich kibiców wzbudzało zachowanie ochrony, przez nich szczególnie znienawidzonej. Firma, założona przez Tótha Csabe ochrania sporą ilość meczów w kraju naszych bratanków i cieszy się wyjątkowo złą sławą. Co prawda u nas na meczu do niczego nie doszło, ale fakt, że gdyby nie kamizelki i frajerska funkcja którą pełnią, to z wyglądu pilnujące nas około 150 osób z TCS wyglądało na całkiem konkretną ekipę, raczej kojarzoną z zakłócaniem porządku niż – z definicji – z jego pilnowaniem. Z wejściem i zachowaniem ochroniarzy nie mieliśmy problemu i całkiem sprawnie w 666 osób, wraz ze zgodami zajęliśmy miejsca w sektorze. Ten był ogromny, spokojnie pomieściłby nas dwa razy tyle.
Sektor dobrze oflagowaliśmy płótnami grup i fanklubów: YF ’98, Szwadronu Gostyń, Pojebanych, UL ’01, e-Lech ’02, Gniezna, Piły (flaga reprezentacyjna), a także fanami ogólnymi: „Poznań”, czarna „Lech Poznań” i „Fanatycy”. Nie zabrakło też flag naszych zgodowiczów – Cracovia wywiesiła dwie: „Łowcy Psów” i „JG”. Poza tym na zewnętrznej stronie płotu zawisła łączona flaga „Polska&Węgry”.
Doping prowadził Kotara, który robił co mógł by wykrzesać z nas co się da. Niestety formę mieliśmy raczej wakacyjną w czym nie pomagał ogólny klimat, senne tempo spotkania, upał i wyrwanie z plażowania nad Balatonem. Wyśpiewaliśmy niemal cały repertuar, ale wykonanie żadnej z naszych przyśpiewek nie zapadło szczególnie w pamięć.
Gospodarze nie dopisali, wystawili skromniutki młyn, a ogólna frekwencja również była bardzo słaba. Pod koniec meczu do młyna gospodarzy zwartą grupą weszli kibice Rakowa Częstochowa w liczbie 46 osób.
Kompromitujący się w lidze kopacze przypieczętowali awans i podeszli na krótko pod sektor po wygranym meczu. Mimo awansu są w żenującej formie, a dodając do tego działania klubu znów jesteśmy na drodze, którą pokonaliśmy 5 lat temu. Poza kilkoma błyskami w Europie zmarnowaliśmy mistrzowski potencjał w ciągu jednego sezonu.
Następnego dnia wszyscy żyliśmy losowaniem, a Łysy wylosował nam drugi raz tego lata FC Basel, Belenenses i Fiorentinę. Szału nie ma, najciekawiej zapowiada się chyba wyprawa do Włoch.
Przed nami teraz długa przerwa, która wyjdzie chyba wszystkim na dobre. Do Niecieczy nie jedziemy, zaś potem dopiero 12 września podejmujemy Podbeskidzie na Bułgarskiej. Oby wówczas zaczęła się dobra passa, bo inaczej sezon będzie przegrany już na samym starcie.