Wyjazdy do Chorzowa od sezonu 2007/08
Tym razem przypominamy nasze wizyty w Chorzowie, od momentu ostatniego powrotu miejscowych do najwyższej klasy rozgrywkowej.
Ruch w sezonie 2002/03 zaliczył trzeci swój spadek z ligi w historii. Sezon ten był z kolei naszym pierwszym po powrocie z drugoligowej otchłani. W tej kampanii pojechaliśmy do Chorzowa w 100 osób. Wcześniej potykaliśmy się ze sobą w sezonie 1999/00, kiedy pojechało nas na Górny Śląsk siedemdziesięciu.
Od wybranej przez nas daty zagraliśmy w Chorzowie aż dziesięciokrotnie, z czego byliśmy obecni z nasza drużyną dziewięć razy. Wyjazdy z reguły należały do tych ciekawszych i do tych z tak zwanym „ciśnieniem”. Były też bardzo różnorodne.
Dwa z ośmiu spotkań rozegraliśmy bowiem w słynnym „Kotle Czarownic”, czyli na Stadionie Śląskim. Były to: pierwszy nasz ligowy mecz po powrocie Ruchu do I ligi – 29 marca 2008 oraz nieco ponad rok później – finał Pucharu Polski, rozegrany 19 maja 2009 roku. Poza tym siedem razy zmierzyliśmy się z chorzowskimi na ich macierzystym stadionie, przy ulicy Cichej.
Stadion ten ma swoją legendę i bogata historię, wszyscy w Polsce znają zabytkową trybunę główną, a przede wszystkim słynną „Omegę”, czyli zegar znajdujący się za sektorem gości. Niestety urządzenie to z biegiem czasu i z każdą naszą wizyta było unowocześniane i obecnie nie prezentuje się już tak oldskulowo. Poza tym każdy na pewno kojarzy charakterystyczne i jedyne takie w Polsce słupy oświetleniowe, widoczne z okien pociągu, gdy przecina się Górny Śląsk. Poza tymi niewątpliwie klimatycznymi elementami, stadion Ruchu jest jednak po prostu skansenem.
Stare płoty obłożone falistą blachą, wejście na sektory po błocie, krusząca się betonowa wylewka, niskie wały ziemne, daleka odległość od murawy – to wszystko sytuuje chorzowski obiekt na ostatnim miejscu w lidze pod względem nowoczesności i funkcjonalności stadionu. Mimo to wielu ceni sobie chorzowski klimat, odczuwany ten jeden raz w sezonie, gdzie odwiedzamy już praktycznie tylko nowoczesne modern-areny.
Jeśli chodzi o same wyjazdy to również wiele można o nich napisać. Obydwa mecze na Śląskim miały swoja historię. Spotkanie ligowe to nasza spora liczba i 2 pociągi specjalne, a także wsparcie Arkowców, którzy przeszli pochodem ze swojego meczu, rozgrywanego z katowicką GieKSą przy ulicy Bukowej – po drugiej stronie Parku Śląskiego. Na meczu nie zabrakło sporej ilości bluzgów, naszej oprawy anty-Ruch, a tłem meczu był pojedynek z dala od boiska, który mimo przewagi liczebnej chorzowskich zakończył się naszą wygraną. Podczas przerwy i pod koniec meczu Ruch trochę dymił z ochroną, ale po nasze stronie stadionu był spokój, potężne ilości milicji skutecznie odgrodziły nas i gospodarzy.
Finał z kolei to już mnogość ciekawych wydarzeń, nasz rekord wyjazdowy wszechczasów (pobity dopiero w ubiegłym sezonie na Narodowym), 6 pociągów specjalnych, przejście z dworca na Stadion Śląski, a na nim konkretny kibolski mecz – awantura na koronie stadionu, ciągły dym Ruchu z ochroną, oprawy z obydwu stron i hurtowa ilość piro.
Mecze na Cichej były o wiele spokojniejsze, wszak Cicha jest obiektem o wiele bardziej kameralnym niż Śląski gigant. Mimo to całkiem niemało się tam wydarzyło. Pierwszy nasz wyjazd, jesienią 2008 odbywał się na sporym ciśnieniu, wszyscy pojechali z jednakowymi szalami, a na płocie widniał trans o treści „Pogromcy Hanysów”. Mimo to mecz był raczej senny i do niczego konkretnego nie doszło.
Kolejna nasza wizyta była już historyczna i wśród wszystkich naszych wyjazdów należy do ścisłej czołówki. Niepozorny wyjazd zakończył się eksplozją radości – tak, właśnie wtedy wydarzył się podwójny cud – my strzeliliśmy gola w końcówce dającego nam 3 punkty, a kilka chwil później Mariusz Jop trafił do własnej bramki w Krakowie i doprowadził do remisu w derbach Krakowa. Ten cudowny splot wydarzeń dał nam niemal pewne mistrzostwo po 18 latach, przypieczętowane kilka dni później w Poznaniu. Końcówka meczu, radość o gwizdku, euforia po informacji z Krakowa, wspólne świętowanie z piłkarzami, wreszcie szalony powrót do Poznania – to wszystko miało miejsce właśnie wtedy.
Na następny wyjazd nie czekaliśmy długo, bo zaledwie pół roku. Jakże inny był to jednak wyjazd. Począwszy od pogody – zamiast ciepłego majowego wieczoru jechaliśmy tym razem w ponurej, listopadowej szarówce, która na Górnym Śląsku przygnębia jeszcze bardziej – a skończywszy na tym jak przebiegł wyjazd. Do Chorzowa przyjechaliśmy… za wcześnie, na pewno wcześniej niż spodziewały się nas milicja i ochrona na Ruchu. Stadion stał jednak przed nami otworem, jednak zostaliśmy z niego w mało cywilizowany sposób wyproszeni. Spięcia z ochroną trwały, w międzyczasie rozpoczął się mecz, a swoją zadymę z ochroną i policją rozkręcił Ruch. My postanowiliśmy nie wchodzić na obiekt i przed przerwą wróciliśmy do bany.
Konsekwencją powyższych wydarzeń było odpuszczenie przez nas następnego wyjazdu. Na mocy podjętej decyzji, odpuściliśmy kolejny wyjazd do Chorzowa, 24 lutego 2012 roku, zaliczyliśmy więc wyjazdowe 0.
Kolejnego wyjazdu już nie odpuściliśmy, a odbył się on równo rok później. W mocno zimowych warunkach pokazaliśmy się z dobrej strony wokalnej, powiesiliśmy też dużo flag. Sprzyjał nam też wynik meczu, a spore ilości śniegu i dobre humory zaowocowały bitwą na śnieżki pomiędzy sobą. Część śnieżnych pocisków wycelowana była także w ochroniarki.
Na następną wizytę nie czekaliśmy długo – po niecałych 5 miesiącach, tym razem w upalnej, słonecznej pogodzie zaliczyliśmy spokojną i przyjemną delegację pociągiem specjalnym. Sam mecz kompletnie bez historii, ot taki wakacyjny wypadzik na Ślunsk. Myślami byliśmy gdzie indziej – nieco ponad tydzień później, 1 sierpnia czekał nas wyjazdowy mecz z Grunwaldem w Wilnie.
Ponowna wizyta w Chorzowie miała miejsce w sierpniu 2014 roku, wówczas po raz pierwszy do Chorzowa dotarliśmy autokarami i autami. Niestety nie stawiliśmy się w komplecie, a sam mecz przebiegł bez większej historii.
Podobnie ostatni mecz z wiosny 2016 roku, na który specjalem przyjechaliśmy w 654 osoby z 5 flagami.
Poznań i Chorzów dzieli około 370 kilometrów. Przejechaliśmy więc do tego miasta za Lechem, od wybranej przez nas daty 3330 kilometrów. Raz podróżowaliśmy autami i autokarami, pozostałe wyjazdy zaliczyliśmy pociągami specjalnymi.
W sumie przez 9 wizyt stawiliśmy się w Chorzowie w 15971 osób. Średnio jechało nas 1774 (licząc odpuszczoną przez nas wizytę – 1597). Statystykę zaburza oczywiście mecz finałowy Pucharu Polski z 2009 roku.
Skupiając się na samych meczach ligowych było nas na Ruchu 7471, co przy 9 meczach daje średnią 830 głów, a przy dziesięciu- 747.
Licząc same mecze na stadionie przy ulicy Cichej – stawiło się nas tam 5421. Licząc 7 wizyt daje to średnio 774 osoby, zaś przy ośmiu możliwych delegacjach – 677 fanów Kolejorza.
Poniżej wykaz meczów z dokładniejszymi danymi i odnośniki do relacji.
***
SEZON 2007/08 (wiosna)
Stadion: Śląski
Rozgrywki: liga
Widzów: 13000
Lech: 2050
Dojazd: dwa pociągi specjalne
***
SEZON 2008/09 (jesień i wiosna – finał Pucharu Polski)
Stadion: Cicha
Rozgrywki: liga
Widzów: 9000
Lech: 750
Dojazd: pociąg specjalny
Relacja
*
Stadion: Śląski
Rozgrywki: Puchar Polski
Widzów: 9000
Lech: 8500
Dojazd: 6 pociągów specjalnych
***
SEZON 2009/10 (wiosna)
Stadion: Cicha
Rozgrywki: liga
Widzów: 10500
Lech: 1000
Dojazd: pociąg specjalny
***
SEZON 2010/11 (jesień)
Stadion: Cicha
Rozgrywki: liga
Widzów: 7500
Lech: 890
Dojazd: pociąg specjalny
***
SEZON 2011/12 (wiosna)
24.02.2012
Stadion: Cicha
Rozgrywki: liga
Widzów: 7000
Lech: 0
Dojazd:
Relacja
***
SEZON 2012/13 (wiosna)
Stadion: Cicha
Rozgrywki: liga
Widzów: 8100
Lech: 1000
Dojazd: pociąg specjalny
***
SEZON 2013/14 (jesień)
Stadion: Cicha
Rozgrywki: liga
Widzów: 6800
Lech: 557
Dojazd: pociąg specjalny
***
SEZON 2014/15 (jesień)
Stadion: Cicha
Rozgrywki: liga
Widzów: 7500
Lech: 570
Dojazd: autokary i auta
***
SEZON 2015/16 (wiosna)
12-13.03.2016
Stadion: Cicha
Rozgrywki: liga
Widzów: 9000
Lech: 654
Dojazd: pociąg specjalny
***
Ciąg dalszy nastąpi.