Zagłębie Lubin – Lech Poznań, 28.10.2015
A jednak się da! W środowy wieczór w ponad 1300 osób rozkręciliśmy całkiem konkretną zabawę na stadionie w Lubinie.
Takiego oddechu było potrzeba, po smutnych meczach na Bułgarskiej i w czasie ogólnego rozprężenia i degrengolady. Choć wyjazd był trzecim w ciągu ostatnich sześciu dni, udało się pojechać w bardzo dobrej liczbie. Na sektorach za bramką stawiliśmy się w 1374 osoby. Daleko oczywiście do rekordowych naszych eskapad do stolicy polskiej miedzi, ale jak na środę, godzinę 20:30 i ostatnie kryzysowe czasy jest to wynik bardzo dobry.
Tradycyjnie do Lubina dotarliśmy autami, busami i autokarami, które z biletem na mecz kosztowały 50 złotych. Na mecz wiele osób dotarło z kilkuminutowym opóźnieniem, co spowodowane było ogromnymi korkami na wyjeździe z Poznania. Zajęliśmy podobnie jak w 2011 i 2013 roku trybunę za bramką. Doping prowadził tego dnia Kotara, co jakiś czas do śpiewu mobilizował także Klima. Śpiew, jak to w Lubinie był bardzo głośny i tradycyjnie wypadliśmy tam wokalnie bardzo dobrze.
Kotara rozkręcił bardzo dobrą zabawę, często też wybierając się między wiarę i mobilizując do dalszego zdzierania gardeł. Fajnie wyszedł podział na dwie strony, kiedy ponownie w tym sezonie Lubin i okolice mogły usłyszeć debiutującą w sierpniu właśnie tam przyśpiewkę Tam gdzie gra Lech.
Na barierkach powiesiliśmy 7 flag: „Fanatycy”, nowa „Pyrlandia”, czarna „Lech Poznań”, „Veni Vidi Vici”, „UL ’01”, „e-Lech ’02” oraz małe wyjazdowe płótno FC z Ostrowa Wielkopolskiego. Poza tym na sektorze powiewało kilka flag na wędkach z emblematami.
Kluczowym momentem meczu był jednak początek drugiej połowie. Wtedy rozciągnięta została niebiesko-biała sektorówka o wymiarach 28×19 metrów, z naklejonymi malowanymi symbolami obydwu grup ultras działających na naszych trybunach.
Po zwinięciu jej zaprezentowane zostało flagowisko składające się ze 120 flag. Do nich odpalone zostały 84 stroboskopy. W dalszej kolejności na sektorze zapłonęło 40 rac, a pirotechniczna zabawa zwieńczona została rozpalonymi 50 sztukami ogni wrocławskich. Po oprawie kontynuowaliśmy zabawę wokalną.
Miejscowi wystawili skromny młyn i wywiesili kilka flag.
Po meczu piłkarze podeszli w naszym kierunku, ale ponownie nie otrzymali żadnych gratulacji. Takie wygrane to ich psi obowiązek, a wiele jeszcze muszą zostawić serca i wylać litrów potu, by odkupić haniebną postawę z początku sezonu. Zamiast braw, usłyszeli Walczyć, Kolejorz, walczyć! oraz Walczyć, trenować – Kolejorz musi panować!
Więcej zdjęć w fotorelacji Michała Skrzypczaka
***
Przed wyjazdem do Lubina dowiedzieliśmy się, że za przerwany mecz z Ruchem nie pojedziemy do Wrocławia. Nasz październikowy maraton wyjazdowy dobiegł więc końca, przyszła za to informacja od mafiozów z UEFA, że łaskawcy jednak nie zamkną nam stadionu na mecz z Fiorentiną. Ceny biletów na ten mecz i zainteresowanie nim raczej wieszczą złoty interes dla klubu, mimo nałożonych kar finansowych.