Zagłębie Sosnowiec – Lech Poznań, 5.04.2016
Awans jest nasz! 2 maja znów dokonamy inwazji na Warszawę i powalczymy o upragniony Puchar Polski.
Wszystko to brzmi optymistycznie, cel został osiągnięty – gramy w finale, a tam wszystko zdarzyć się może. Rzeczywistość jednak taka kolorowa nie jest, bo szlagierowym starciem na Narodowym można nazwać tylko rywalizację na trybunach – naszą z legionistami. W ogóle cały finał jest na zdrowy rozum bardziej nagrodą dla nas i to my po zakończeniu meczu powinniśmy odbierać ewentualne laury, od drużyny, która powinna najpierw wywalczyć zwycięstwo wszelkim kosztem, a potem w zębach przynieść do nas medale i puchar. O ewentualnych profitach finansowych za zwycięstwo, które powinny zostać przeznaczone na oprawy nie wspominając. To tylko oczywiście myślenie życzeniowe, ale w praktyce niestety finał trafił się naszemu klubowi (w sensie organizacyjnym i sportowym) jak ślepej kurze ziarno. Koszmarny sezon, beznadzieja na boisku i totalne dyletanctwo w zarządzaniu – to powody do wstydu i spuszczenia nad tym sezonem zasłony milczenia, a także materiał do wyciągnięcia wniosków i konsekwencji. Tymczasem znów, pojawia się szansa na przypudrowanie syfa i przy ewentualnym sukcesie zbudowania kolejnej narracji sukcesu. Finał jak to finał, tym bardziej w Polsce – w takim meczu nawet najbardziej zdemobilizowana i zblazowana grupa kopaczy może w 90 minut przepchnąć częściej piłkę do siatki od teoretycznie mocniejszego rywala, także jak to w naszym grajdole bywa, chimerycznego.
Pożyjemy – zobaczymy, tymczasem lada dzień zacznie się przedfinałowe szaleństwo. Tego, poza aspektem opisanym powyżej, odmawiać sobie nie wolno. Zeszłoroczny mecz był kozacki, zarówno w ogólnokibicowskim wymiarze jak i patrząc na nasza postawę jako kiboli Lecha. Mobilizujmy się więc, nakręcajmy, by w tym roku odlecieć na jeszcze wyższy poziom niż 12 miesięcy temu. Już niebawem pojawią się informacje dotyczące przejazdu i biletów, pamiętajcie – interesują nas tylko bilety na sektory dla kibiców Lecha, czyli za jedną z bramek, a nie żadne otwarte sprzedaże dla fanów dobrej piłki na sektory tak zwanych kibiców neutralnych i innej maści janków.
Tymczasem wypada napisać, jak do tego finału doszliśmy. Ostatnim akcentem był wczorajszy wyjazd. Wybrało się na niego w sumie 450 osób (w tym delegacja Łódzkiego Klubu Sportowego), mimo przyznanych 400 biletów. Podróżowaliśmy 3 autokarami i autami. Wpuszczanie osób z biletami przebiegało sprawnie, jednak zaczęło się przedłużać przy osobach bez wejściówek i dopisywanych do listy. W efekcie ostatni wyjazdowicze weszli na sektor w trakcie przerwy, ważne jednak, że nikt nie odbił się od kołowrotków na Stadionie Ludowym.
Ten był przyjemną odskocznią od ekstraklasowej, nadal przaśnej, ale infrastrukturalnie już nowoczesnej rzeczywistości. Stare wejście, stare płoty, unorane towotem, druty kolczaste, na sektorze stare plastikowe krzesełka i generalnie wszystko stare i dotknięte duchem czasu. W Sosnowcu, na Stadionie Ludowym nie zmieniło się praktycznie nic od grudnia 2007 roku, kiedy byliśmy tam po raz ostatni. Co więcej, uczestnicy wyjazdów z początku XXI wieku mówili, że nie zmieniło się także nic w zasadzie od wtedy. Mimo wszystko, tak jak wspomnieliśmy wcześniej, taki a nie inny stan obiektu był miłą odskocznią i powrotem do przeszłości, mimo dość groteskowo wyglądającej otoczki, przygotowanej przez PZPN. Bandy reklamowe, piłka na specjalnym podeście, otoczka muzyczna, płachta na środku boiska – wszystko to miało przypominać, że mecz toczył się o awans do finału coraz bardziej prestiżowych rozgrywek. W Sosnowcu jednak mimo tej sztucznej otoczki, nie było czuć klimatu wielkiego wydarzenia.
O otoczkę kibicowską zadbali za to przede wszystkim kibice gospodarzy. Spora frekwencja w postaci 4950 osób – wszak dla miejscowych była to szansa na historyczny sukces – dobrze oflagowana i nieźle wizualnie prezentująca się trybuna oraz niezły doping. Do tego oprawa zaprezentowana w drugiej połowie. Najpierw na długi czas rozciągnięta została sektorówka z czaszką w barwach, a później na całej trybunie zapłonęło kilkadziesiąt rac i ogni wrocławskich. Pokaz pirotechniczny był całkiem konkretny i trwał niemal 10 minut.
Do pirotechniki machano też kilkoma flagami na kij. Po wszystkim znów wciągnięta została sektorówka, jednak tym razem gospodarze trochę się zakręcili i zaprezentowali ją do góry kołami. Błąd ludzka rzecz, jednak niewytłumaczalne jest, że nie został on szybko naprawiony – sektorówka nie była dużych rozmiarów, a w złej konfiguracji trzymana była przez długie minuty. Dziwne, że nie zareagował na to choćby prowadzący doping. Ogólnie jednak trzeba przyznać, że na swoim najważniejszym meczu sezonu, jeśli nie wręcz najważniejszym meczu ostatnich lat, miejscowi fani zaprezentowali się bardzo dobrze.
My z kolei powiesiliśmy 8 flag: „Fanatycy”, czarną „Lech Poznań”, „Legion Piła”, „UL ’01”, „e-Lech ’02” wyjazdówki grupy „Pojebani” i FC z Ostrowa Wielkopolskiego, a także „Veni Vidi Vici”, a także przez moment w drugiej połowie machaliśmy jedną flaga na kiju.
Do momentu wejścia ostatniej osoby na sektor nic nie śpiewaliśmy, w drugiej połowie zaś ograniczyliśmy się do pojedynczych okrzyków i bluzgów na gospodarzy. Ci odpowiadali ochoczo i pozdrawiali także swoje zgody, ze szczególnym natężeniem naszych odwiecznych rywali, z którymi zmierzymy się 2 maja w finale rozgrywek.
Po oczekiwaniu około 45 minut na sektorze przyszła pora na powrót, który podobnie jak droga do celu przebiegł spokojnie. Jedynie autokary musiały zmagać się z zamkniętymi stacjami i tradycyjnie uciążliwym wahadłem milicji.
***
Przed nami ostatni mecz sezonu zasadniczego w Łęcznej, na który obowiązuje nas wyjazdowy zakaz. Po rozgrywanej w sobotę kolejce dowiemy się jednak z kim zagramy w rundzie dodatkowej. Matematycznie rzecz biorąc czekają nas najpewniej wyjazdy do Warszawy, Krakowa (Cracovia), Lubina i Szczecina, aczkolwiek w tej lidze wszystko się może zdarzyć i zestaw rywali może się zmienić. Nasza drużyna nie zajmie na pewno innego miejsca niż 6. lub 7. Na pewno wiemy, że 2 maja o godzinie 16, na Stadionie Narodowym spotkamy się z Legią w bezpośredniej walce o Puchar Polski.
PUCHAR MUSI BYĆ NASZ, 2 MAJA WSZYSCY DO WARSZAWY!