Znicz Pruszków – Lech Poznań, 3.03.2015
Jesienią w losowaniach Pucharu Polski mieliśmy pecha – GTS i Jagiellonia w dodatku u siebie, zamiast klimatycznych wypadów do drużyn z niższych lig. Na szczęście wiosną zostało nam to wynagrodzone i dzisiaj stawiliśmy się w Pruszkowie na meczu z miejscowym Zniczem.
Jakiś czas przed meczem z Pruszkowa zaczęły napływać sygnały o wielkim wyzwaniu jakim dla nich jest organizacja tego meczu, a także, że możemy liczyć zaledwie na 100 biletów. W dodatku wejściówki na to największe wydarzenie w ostatnich latach w Pruszkowie były dla nas dostępne w cenie 50 złotych. Po ostrej selekcji stawiliśmy się w stolicy polskiej mafii w 170 osób w tym 2 z KSZO (plus paru zakazowiczów przed sektorem). Podróż minęła sprawnie i około 20 minut przed meczem stawiliśmy się pod sektorem. Po kilkunastu minutach negocjacji udało się wejść zarówno grupie biletowej jak i grupie bez biletu, jednym słowem w komplecie znaleźliśmy się na sektorze gości. Ten, mimo że stadionik przeszedł w ostatnich latach jakiś remont, był raczej wyjęty z poprzedniej epoki. Ostatni raz w podobnej klatce byliśmy w Niecieczy, a wcześniej chyba w Gliwicach, także w Pucharze Polski jesienią 2008 roku.
Na płocie powiesiliśmy 4 flagi – czarną „Lech Poznań” i szkotkę KSZO z przodu, na boku płótno „Legion Piła”, a na tylnym podwyższeniu płotu zawisła flaga „Fanatycy”. Skład nie był raczej do wielkiego śpiewania, jednak gdy wszyscy weszli zapodaliśmy oczywiście Jesteśmy zawsze tam, a potem zdopingowaliśmy piłkarzy do walki. W pierwszej połowie nie zabrakło jeszcze krótkiej wersji Hej Kolejorz, zaś w drugiej, gdy na boisku sprawa awansu po początkowych męczarniach wreszcie została chyba wyjaśniona na naszą korzyść pozwoliliśmy sobie na odrobinę szydery. Pershing atak, Masa bramka i w Pruszkowie jest bujanka! niosło się po stadionie, podobnie jak inne aluzje do jedynego tematu, z którym może przeciętnemu człowiekowi kojarzyć się ta podwarszawska mieścina. Nie zabrakło też pytań o najsłynniejszego polskiego konfidenta, a także krótkich bluzgów na Legię. Mimo skandalicznej ceny biletu na sektorze nie mogliśmy liczyć na jakikolwiek catering, a w panującej aurze przydała by się chociaż gorąca herbata. Niestety, także tę niedogodność musieliśmy werbalnie wytknąć miejscowym, starym zwyczajem śpiewając Co to za miasto, co to za wieś...
Ci zaś „mieli swoje 5 minut”, jak sami napisali na transparencie, który wisiał cały mecz. Poza nim wywiesili 2 flagi na płot, machali flagami na kijach, zaprezentowali konfetti, a także sektorówkę, która z naszej perspektywy prezentowała się jak jedna wielka tęczowa plama. Oczywiście ta prezentacja pruszkowian również nie uniknęła naszych szyderczych komentarzy.
Po meczu piłkarze podeszli w kierunku sektora i wówczas nie mogło zabraknąć Puchar jest nasz, a także Czy wygrywasz czy nie. Prawdopodobnie awans do kolejnej rundy mamy już pewny, nareszcie piłkarze po dwóch latach frajerskich porażek w początkowych rundach z ogórkami osiągnęli wynik godny barw, w których gonią za piłką. Teraz w miarę w spokoju możemy czekać na przeciwnika w półfinale, czyli Błękitnych Stargard lub naszych braci z Krakowa (1. mecz jutro na północy Polski o godzinie 14:00).
***
Tymczasem w Poznaniu trwa mobilizacja na piątkowy mecz z Jagiellonią, planowane jest kolejny raz flagowisko, a także konfetti. Warto też pamiętać o atrybucie każdego kibica, czyli szalu, oczywiście traktowanego z należytą powagą.