Górnik Łęczna – Lech Poznań, 30.10.2004

Mecz w Łęcznej wypadał tuż po kompromitacji wyjazdowej piłkarzy w Nowym Mieście Lubawskim. Dodatkowym powodem, który mógł zniechęcić część osób to zamknięty sektor gości z uwagi na brak chipów z naszej strony.

Skoro sektor gości miał pozostać pusty to nie mogliśmy organizować wyjazdu ale niezorganizowani spotkaliśmy się z grupą znajomych na dworcu w Poznaniu wcześnie rano i ruszyliśmy w kierunku Lublina przez Warszawę. Żeby mieć pewność dojazdu kupujemy bilety weekendowe i jesteśmy w stanie na nich jeszcze wrócić przez co wyjazd nie jest aż tak drogi. Po przesiadce w stolicy w pociągu jadącym do Lublina mnóstwo ludzi, wiecie, za dwa dni Wszystkich Świętych to ludzie wracali do domów bądź jechali do rodzin. W samym Lublinie udajemy się małymi grupkami w kierunku zamku skąd odjeżdżają busy do Łęcznej. Tam każdy dociera we własnym zakresie, niektórzy mają więcej stresu, bo akurat Motor skończył mecz i musieli jechać z miejscowymi.

Łęczna - Lech, 300.10. 2004 (5)

Umawiamy się że każdy wchodzi na sektor po prawej stronie młyna Górnika (dokładnie na skos od sektora gości). Tam zebraliśmy się w sporym gronie i podczas rozgrzewki piłkarzy ujawniamy się krzycząc Jesteśmy zawsze tam. Momentalnie każdy na stadionie patrzy na naszą grupkę (ciężko oszacować jak liczną, około 20 osób w tym momencie), za chwilę dociera do nas też delegat PZPN próbując dogadać się z nami byśmy poszli na sektor gości. Mniej więcej w tym samym czasie kilka osób od nas próbuje przejść na nasz sektor z młynu Górnika i tam mają małe spięcie z ochroną, która po naszej interwencji ich przepuszcza. W końcu po rozmowach z delegatem i ludźmi z młyna Górnika podjęta zostaje decyzja o przejściu na sektor gości przez ich młyn. Otwiera się bramka i idziemy, ktoś od nich nie wytrzymał i zdarł komuś od nas szalik, ale od razu dostał reprymendę od swoich i szalik nam zwrócono. Docieramy na sektor gości. Za chwilę wpada delegat byśmy z niego wyszli, bo nie mamy tych durnych kart czipowych. To wychodzimy i stoimy obok sektora. Łącznie meldujemy się tam w 64 osoby, mamy ze sobą flagę „Wiara w Stolycy”.

Łęczna - Lech, 300.10. 2004 (2)

Mecz jak to zwykle bywało w tamtych, dodajmy do tego dla wielu z nas romantycznych czasach „był najgorszym elementem wyjazdu”. Dzisiejsze wyjazdy pod względem sportowym to niebo, a ziemia. Piłkarze podeszli do nas po meczu, a my odwróciliśmy się plecami. W tygodniu pojawiamy się na treningu by „wesprzeć” ich przed derbami z Dyskobolią.

Miejscowi nie próżnowali i podczas meczu odpalili spore ilości różnego rodzaju pirotechniki.

Po meczu policja pakuje nas do busów, a ja wraz z kolegą stwierdziliśmy, że jedziemy na własną rękę i urwaliśmy się eskorcie. Skutek był taki, że my odwiedzamy sklep po prowiant i jedziemy bez policji całą drogę w komfortowych warunkach, a reszta kolegów ściska się w przedziale otoczonym psiarnią. Trzeba dodać, że pociąg miał chyba przyspieszony odjazd, bo musieliśmy biec na dworzec ze sklepu  W Poznaniu jesteśmy dość późno, zdążyliśmy na styk ze zmianą czasu na zimowy.