SC Braga – Lech Poznań, 24.02.2011

Pomimo tego, że Poznań i Bragę dzieli prawie 3 tysiące kilometrów-wyjazd do Portugalii cieszył się wśród nas sporym zainteresowaniem i to już od momentu ogłoszenia na niego zapisów.

Przyczyniły się do tego pewnie teoretycznie możliwy do pokonania na murawie przeciwnik jak i perspektywa spędzenia kilku lutowych dni w portugalskim słońcu. Ostatecznie stawiło się nas w Bradze 970, co z pewnością trzeba uznać za dobrą liczbę, mając na względzie kwestię odległości czy możliwości dotarcia, jak i wydrenowane jesiennymi wyjazdami kieszenie. Sposobów dotarcia do miasta leżącego na północy Portugalii było na marginesie naprawdę sporo. Oprócz dwóch czarterów lecących z Poznania do Porto (w tym mieście znajduje się położone najbliżej Bragi lotnisko), fanatycy udawali się do tego miasta drogą lotniczą przez Londyn, Brukselę, Mediolan czy Madryt, niejednokrotnie spędzając całe noce na lotniskach. Przylot do Porto wynagrodził chyba jednak wszystkie niewygody.

Możliwość plażowania nad oceanem przy temperaturze plus dwudziestu kilku stopni (w Polsce temperatura również wyniosła wtedy dwadzieścia stopni Celsjusza, ale…na minusie) w końcu lutego zawsze musi wprawić w dobry humor. Zdecydowana większość kiboli zjawiła się w klimatycznym Porto już w środę – zaludniając wąskie miejskie uliczki i nadrzeczny deptak. Silne przedstawicielstwo naszych kibiców stawiło się też na środowym meczu Ligi Europy pomiędzy FC Porto a FC Sevillą, budząc uznanie tak miejscowych, jak i przyjezdnych. Ci ostatni spinali się zresztą na mieście do pojedynczych osób, ale zabrakło im już jednak takiej odwagi w stosunku do większej grupy.

Po porannym zwiedzaniu Bragi i okolic, jak na większości europejskich wyjazdów, stawiliśmy się na głównym placu miasta i przy akompaniamencie głośnych śpiewów ruszyliśmy przemarszem na stadion.

Tu jednak czekała nas bardzo nie miła niespodzianka w postaci zachowania się portugalskiej policji, która postanowiła „umilić” nam marsz teleskopowymi pałkami. Jak łatwo się domyślić – nie do końca nam się to spodobało. Po burzliwych i dość długich „negocjacjach” mogliśmy jednak nasz przemarsz kontynuować po udzieleniu pomocy poszkodowanym, ale prowokacje miejscowych „stróżów prawa” miały też miejsce jeszcze pod stadionem. Na pochodzie odparliśmy agresywnych milicjantów kamieniami i różnymi przedmiotami (poleciała w nich nawet kula jednej z osób, która na wyjazd udała się kontuzją nogi). Milicja zrewanżowała się pod stadionem pałowaniem, gazowaniem, rozbijaniem nas na mniejsze grupki, a także szczuciem psami bez kagańców dodatkowo kopanymi przez funkcjonariuszy, żeby wzbudzić w zwierzętach dodatkową agresję. Z pewnością lokalni w pełni potwierdzili zdanie wielu europejskich ekip o służbach na Półwyspie Iberyjskim, które zdają się składać z samych życiowych niedojd i frustratów. Praktycznie cały mecz za trybuną trwało opatrywanie mniej lub bardziej poważnych ran odniesionych w walce z mundurowymi oprawcami. 

SC Braga - Lech Poznań, 24.02. 2011 (2)  SC Braga - Lech Poznań, 24.02. 2011 (4)  SC Braga - Lech Poznań, 24.02. 2011 (6)

Co do samego meczu to bardzo delikatnie rzecz ujmując, nie był on w naszym wykonaniu udany. Bardzo przeciętny doping z pewnością chwały nam nie przynosi i tylko w części może być wytłumaczony tym, że niektórzy z obecnych zdawali się traktować ten wyjazd jako turystyczną, rodzinną wręcz wycieczkę. Było jednak kilka lepszych momentów, przez jakiś czas dopingowaliśmy też bez koszulek. 

SC Braga - Lech Poznań, 24.02. 2011 (3)

Braga również dopingiem nie powaliła na kolana, choć trzeba przyznać, że znajdujący się naprzeciwko nas młyn grupy Bracara Legion momentami śpiewał bardzo melodyjnie i dość głośno, w asyście kilku dużych flag na kijach.

SC Braga - Lech Poznań, 24.02. 2011 (5)

SC Braga - Lech Poznań, 24.02. 2011 (1)

Kopacze też po raz kolejny nas nie rozpieścili i temu, że chciało im się walczyć jedynie przez ostatnie kilka minut meczu, zawdzięczamy odpadnięcie z tegorocznej edycji europejskich pucharów. Szkoda, bo w następnej rundzie, czekał na nas angielski FC Liverpool. Pozostaje nam wrócić do wyjazdów ligowych i pucharowych, z nadzieją, że grajki w końcu się ogarną i będziemy mogli jak najdłużej reprezentować polski styl kibicowania również w przyszłorocznej edycji pucharowych rozgrywek pod egidą UEFY.